*GRANT*
Na przeciw wejścia do budynku na około dwóch metrach umieszczona była scena gdzie rządził DJ, równolegle do sceny były loże VIP, po lewej stronie od nich stał bar, a równolegle do niego był korytarz prowadzący do łazienek. Na sali rozbrzmiewała głośna muzyka, DJ z każdą minutą coraz mocniej rozkręcał zebrane towarzystwo. Ze spryskiwaczy umieszczonych na suficie nad parkietem wydobywała się mrzawka alkoholu połączonego z ekstazy. W oczy rzucała się w szczególności jedna z loży, umiejscowiona w samym rogu. Na specjalnych sofach zasiadało czterech dorosłych mężczyzn, jedni byli bardziej umięśnieni, inni mniej. Towarzyszyło im pięć kobiet wyglądających niczym modelki Victoria's Secret. Na szklanym stole znajdował się kufel z lodem i butelką najdroższej z możliwych wódek, a obok niego rozprzestrzeniał się biały proszek. Grupa młodych ludzi wyglądała na dobrze pijanych i pobudzonych mimo wczesnej pory. Młoda szatynka o figurze jakiej większość Brytyjek może jej zazdrościć siedziała u boku młodego chłopaka, który był równie szczupły co ona, a jego twarz miała owalny kształt. Jej lewą ręka wędruje po jego udzie zbliżając się ku jego męskości. Jej usta błądzą po jego szyi znajdując co chwilę do warg młodego mężczyzny.- Ej, geniuszu, a Tobie tak wolno? - głos zabrał chłopak o jasno brązowych włosach śmiejąc się z wypowiadanych przez siebie słów
- Jestem młody. Jestem bogaty. Jestem przystojny. - nawet nie zamierzałem udawać skromnego - Złoto na palcu nie lśni to i mi wolno.
Z dużym optymizmem i zadowoleniem namiętnie i agresywnie wtopiłem się w usta koleżanki siedzącej obok mnie.
- A Ty nie gadaj tylko pij!
Powiedziałem ochoczo i podałem mu butelkę zimnej wódki. Sam zrobiłem poziomą kreskę białego proszku na stole. Pochyliłem się nad substancją i wciągnąłem nosem. Kiedy już proszek znlazł się w moich nozdrzach, a na stole nie pozostało nic z ułożonej przeze mnie kreski pokręciłem szybko głową i wytarłem nos. Mężczyzna, któremu podałem butelkę z alkoholem nie nalewając do kieliszka napił się prosto z butelki. Patrzyłem tylko na niego jak połyka kolejne łyki płynnej substancji.
- I co? Lepiej? - uniosłem brwi ku górze i popatrzyłem w jego kierunku - Greg daj im spróbować nowego towaru. - na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech
Jensen na moje słowa z lekkością wypuścił powietrze, które wstrzymywał po napiciu się alkoholu. McCartney wyjał z kieszonki w spodniach torebeczkę z tabletkami w kolorze zielonego neonu. Dwudziestotrzylatek dał każdemu po jednej tabletce.
- Co to? - głową ku górze poruszył Stevens, a chwilę później uważnie przyjrzał się małemu prezentowi, który dostał od znajomego
- Nie pytaj, tylko połykaj. - powiedziałem głośniej szczerząc się do niego
Będąc w towarzystwie Grega, Codyego, Tylera, Deana, Jensena oraz... pięknych pań i mając przy sobie pewne umilacze bawiłem się wyborowo. Zdecydowanie momentalnie się rozluźniałem i zapominałem o problemach otaczającego świata. Czułem się tak jakbym przez chwilę był w innym świecie, ale patrząc na dziewczyny od razu uświadamiałem sobie, że jestem w zmiemskim niebie. Pewnie każdy z was ma takie miejsce gdzie odpływa do innego świata jednoczesnie pozostając na tym ziemskim świecie. Melissa wyszeptała mi kilka słówek na ucho, a ja okrasiłem je niewinnym uśmiechem i razem z nią wyszedłem do pomieszczeń, które znajdują się nad salą klubową.
***
- Możesz mi wytłumaczyć gdzie byłeś?! Najpierw obiecanki, a potem mnie do prowadzasz do PŁACZU, a potem jakby nigdy nic TY jaśnie pan wychodzisz sobie z domu nic mi nie mówiąc?! Dodam, że wcześniej mówiłeś, że to nasz dzień, że spędzimy go razem, ale patrząc na Ciebie to Ty się świetnie bawiłeś!
W mojej głowie szybko pojawiła się jedna myśl "O Boże, znowu to samo, kiedy ona przestanie".
- Długo się do tego przygotowywałaś? - spokojnie i trochę olewczo odpowiedziałem na jej zarzuty
- Ty chyba nie mówisz serio?! No, bo jeśli oczekiwałeś, że wpadnę Ci w ramiona po wczorajszej awanturze to jesteś skończonym kretynem i gnojkiem! Może powinnam jeszcze z obiadkiem na księcia czekać?!
Dwudziestopięciolatka darła się jakby była opętana, zgaduję, że słychać ją w promieniu stu kilometrów. Ja postanowiłem być opanowany i jedynie ze sztucznie lekkim uśmiechem jej przytakiwałem. Po jeszcze kilku jej krzykach ze swojego gabinetu wyszedł zirytowany naszą rozmową mój ojciec.
- Przepraszam, że przeszkadzam w jakże interesującej rozmowie, ale możecie dojść do jej sedna? - głos zabrał pan dr
Zerknąłem na niego i zrobiłem zdziwioną minę.
- A Ty od kiedy nie masz okularów? - w moim głosie było zaciekawienie
- Od kiedy nie muszę wyglądać w domu jak geniusz. - popatrzył na mnie i wrócił do gabinetu
- Mam już tego dość Grant! Albo się zastanowisz co robisz albo z naszego ślubu nici! Wychodzę, a spróbuj mnie tylko zatrzymać!
Dziewczyma mówiła na poważnie, nie zamierzając się nawet przy mnie zatrzymywać przeszła obok i trzasnęła drzwiami wychodząc. Będąc jeszcze na lekkim haju po jej wyjściu udałem się do kuchni po wodę, a następnie sypialni by odespać minioną noc. Porozmawiać z Gomez postanowiłem jak tylko wstanę i szczerze mówiąc nie liczyłem, że szybko to się stanie. Nie mając większych sił zdecydowałem, że kąpiel wezmę jak tylko wstanę, a teraz czym prędzej pójdę spać.
*CLARA*
Oburzona udałam się taksówką do Agnes, nie zamierzałam z tym dupkiem zwanym moim chłopakiem i możliwym przyszłym narzeczonym spędzać ani chwili dłużej w domu. Zdecydowałam, że jeśli sytuacja mnie do tego zmusi to będę nawet nocować u przyjaciółki, ale, właśnie "ale" znając Granta on w sobotni wieczór nie wysiedzi w domu. Nie będąc pokłóceni wolał spędzać sobotnie wieczory na Uniwerku nad głupim projektem niż spędzić miło ten czas w moim towarzystwie, więc wątpię, że podczas kryzysu w naszym związku będzie chciał siedzieć w sobotę wieczorem w domu. Po długich trzydziestu minutach jazdy nowojorską taksówką w końcu dotarłam na miejsce. Zapłaciłam za drogę i wysiadłam z żółtego pojazdu. Szybkim krokiem udałam się w stronę bloku. Będąc już w środku budynku po schodach wręcz wbiegłam na drugie piętro by po chwili zapukać do mieszkania przyjaciółki. Na otworzenie drzwi przed moją osobą nie czekałam nawet dziesięciu sekund. Będąc w mieszkaniu dwudziestoczterolatki płaszcz powiesiłam na wieszaku, a torebkę rzuciłam na kanapę gdzie po chwili usiadłam. Po moim zachowaniu można było szybko i łatwo wywnioskować, że mam podniesione ciśnienie z nerwów przez tego gówniarza. Agnes usiadła bokiem obok mnie przyciągając leżące po prawej stronie nogi do swoich pośladków.
- No to opowiadaj. - powiedziała opiekuńczym głosem
- On się zachowuje jak gówniarz! - wciąż mówiłam głośniejszym tonem na co przyjaciółka szybko zareagowała i kazała mi pociszyć swój regulator by sąsiedzi nie usłyszeli - Zamiast wytłumaczyć swoje wczorajsze zachowanie, przyjść spokojnie porozmawiać on sobie jakby nigdy nic wrócił do domu i jeszcze liczył na kochane powitanie jego osoby. - mówiłam pełna zażenowania postawą dwudziestojednolatka - Był tak skacowany, że jeszcze dzisiaj przechodząc obok niego czułam alkohol. - Amerykanka hiszpańskiego pochodzenia już chciała zabrać głos, ale jej to uniemożliwiłam kontynuując swoje wywody na temat szatyna - Zachowuje się jak kompletny dupek, jakby był jakimś pępkiem świata. Jeszcze trochę i w tym związku nie będę miała nić do powiedzenia.
Halvorson mi w końcu przerwała.
- A Thomas co na to? - zapytała zaciekawiona
- Thomas?
Zrobiłam duże oczy słysząc jego pełne imię, zazwyczaj nikt tak nie wypowiadał imienia mojego "teścia" i zarazem szefa. Brązowowłosa wyodrębniała się spośród wszystkich i na Wellsa wołała w moim towarzystwie Thomas, a w jego towarzystwie dodawała przed jego imieniem "pan".
- On ma prawdopodobnie zachowanie swojego syna w dalekim poważaniu. Mi potrafi prawić kazania rodzicielskie, a z Grantem nawet nie potrafi porozmawiać o traktowaniu płci pięknej. - jak już się obrywało ode mnie to wszystkim, nie pomijałam nikogo
- Nie uważasz, że on może... - popatrzyła mi głęboko w oczy
- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz. - cicho się zaśmiałam słysząc jej słowa - Wiesz ile czasu minęło od tamtej pory?
- Ale nie wydaje Ci się dziwne, że to Tobie prawi kazania rodzicielskie? - zmarszczyła czoło unosząc brwi - Nie uważasz, że w ten sposób chce Ci coś przekazać?
- Tom? Błagam, on to co myśli od razu mówi, prosto z mostu. To nie ten typ, który bawi się w podchody. - z delikatnym ubawem na twarzy popatrzyłam w stronę przyjaciółki
Nagle usłyszałyśmy dochodzący z kuchni gwizd czajnika. Halvorson podniosła swoje ciało z kanapy i udała się zalać herbatę wrzątkiem wody.
- A nie czujesz czego, czegoś takiego, czegoś innego przy nim? - Amerykanka pochodząca z La Jolla mówiła głośniej by było ją słyszeć w małym saloniku
- Chcesz powiedzieć pociągu do niego?
Popatrzyłam na nią kiedy wróciła do pokoju trzymając w dłoniach dwa kubki z gorącym napojem. Szybko zabrałam od niej jeden z nich. Przybliżyłam do ust i podmuchałam by szybciej herbata przestygła.
- Jeśli tak chcesz to nazwać. - popatrzyłam na mnie próbując uważnie sączyć gorący "napój"
- Wiesz, że i tak znam Twoje uzasadnienie obu moich kwestii, które mogę powiedzieć? - szeroko się uśmiechnęłam w jej kierunku
- Nie tym razem, no dawaj, dziś Cię zaskoczę. - zrobiła minę pieska, a ja odstawiłam kubek z herbatą na stolik obok
- Hmm. - musiałam poważnie się zastanowić nad tym co czuję w towarzystwie Toma - Opcja "A".
- Daj się ponieść chwili. - szeroko się uśmiechnęła w moim kierunku ukazując swoje perfekcyjnie proste i białe ząbki - Skoro Grantowi wolno to czego Tobie nie?
***
Kiedy wracałam po kilku godzinach siedzenia u Agnes do domu była burza. Grzmoty były głośne jakby zaraz miał się skończyć świat, jakby miała nastąpić apokalipsa. Miałam tylko nadzieję, że w domu będzie Grant, bo inaczej cała noc nieprzespana. Będąc już w domu powiesiłam w przedpokoju płaszcz na wieszak, buty zdjęłam i odstawiłam na bok.
- Grant. - krzyknęłam mając nadzieję, że wysoki szatyn zaraz zejdzie z góry
- Nie ma go. - usłyszałam głos wydobywający się z gabinetu starszego Wellsa
- Zabiję dzieciaka.
Wyszeptałam pod nosem i spojrzałam na zegarek firmy Cartier Tank Francaise, który dostałam od Granta na 2 rocznicę związku. Na tarczy widniała 20:17, szybko zorientowałam się, że Grant udał się na Uniwerek lub na spotkanie z kolegami. W tej chwili miałam jeszce bardziej dość jego osoby. Zrezygnowana skierowałam się powoli do gabinetu Toma. Stanęłam oparta o framugę.
- Przepraszam, że przerywam, ale idę wziąć kąpiel, ale potem jeśli będziesz miał coś do zrobienia to wiesz gdzie jestem. - popatrzyłam na bruneta
- Piłaś coś? - odwrócił się w moją stronę zdziwiony, a oboje się zaśmialiśmy - Spokojnie nie ma potrzeby byś mi pomagała. Po kąpieli możesz spokojnie iść spać.
- Spokojnie, oczywiście. - cicho wymamrotałam sama do siebie - No dobrze. - już wychodziłam z gabinetu kiedy postanowiłam jeszcze wrócić - Tom...
- Tak? - Wells ponownie się odwrócił w moją stronę
- Dobrze wyglądasz bez okularów. - uniosłam kąciki ust do góry, po czym wyszłam
- Dzięki. - lekko się uśmiechnął
[...] Po kąpieli próbowałam zasnąć, ale przez straszne grzmoty i samą burzę nie mogłam. Nienawidziłam tego, nienawidziłam burzy. Mimo dojrzałego wieku bałam się sama spać w taką pogodę. Leżałam na łóżku kiedy coś mnie drgnęło, a to by znaczyło szczyt desperacji, która właśnie mi towarzyszyła. Wstałam. Wyszłam z pokoju. Udałam się do sypialni Toma. Drzwi były zamknięte. Zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam po chwili
Zebrałam się w garść. Otworzyłam drzwi. Stanęłam przy framudze.
- Mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytałam niepewnie
- Tak, a coś się stało?
- Tak, znaczy nie, znaczy... - sama już się w tej sytuacji pugubiłam - Za oknem jest burza i... - nie dokończyłam kiedy mi przerwał
- Dobrze.
PRZED CZYTANIEM WŁĄCZ PONIŻSZY LINK BY W PEŁNI ODDAĆ SIĘ ZAMIERZONEJ ATMOSFERZE!!
Leżałam na łóżku, twarzą skierowaną w stronę ściany, a plecami w kierunku 38-latka. Za oknami wciąż głośno grzmiało, a błyski były widoczne co kilkanaście sekund, były porównywalne z włączanym i wyłączanym światłem w pokoju. Przez ostatnich kilka godzin spędzonych samotnie w domu dużo przemyślałam. Płynnym ruchem odkręciłam się w stronę mężczyzny. Nie byłam do końca przekonana do tego co robię, ale dążyłam by to zrobić. Mężczyzna leżał na plecach z zamkniętymi oczami, prawą rękę miał włożoną pod głowę. Delikatnie i ostrożnie przysunęłam się do jego ciała. Głowę delikatnie położyłam na jego klatce, a lewą dłoń położyłam na wysokości jego żeber.
- Tom... śpisz? - zaczęłam niepewnie i cicho wymawiając słowa
- Hmm, a co się stało? - powoli otworzył prawe oko - To tylko burza...
- Chciałam Ci coś powiedzieć... - mój głos nadal drżał, był niepewny - Pamiętasz jak mówiłeś żebym nie podejmowała decyzji, których będę żałować?
Wells otworzył szeroko oczy i uniósł się do pozycji siedzącej, plecami opierając o ścianę. Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów, również usiadłam. Zwrócona byłam w stronę mężczyzny.
- Tak, pamiętam, a o co chodzi? - uniósł swoje ciemne brwi ku górze
- Bo tego nie żałuję. - przybliżyłam swoją twarz do jego - Przepraszam.
W jednej chwili moje wargi dotknęły jego warg. Ku mojemu zaskoczeniu 38-latek nie próbował się z obecnej sytuacji wycofać. Złożyłam na jego ustach delikatny, ale czuły pocałunek.
- Przepraszam, ale wiem, że miałeś, masz rację. - odsunęłam swoją twarz od twarzy Toma - Będąc z Grantem jestem bliżej Ciebie...
Odwróciłam się do niego plecami i ponownie próbowałam zasnąć. Próbowałam niezauważalnie się skulić, ale mi się nie udało. Po moich policzkach spłynęły łzy, zaczęłam cicho szlochać z nadzieją, że Tom nie usłyszy. W pokoju panowała niezręczna cisza, którą przerywały co chwilę słyszalne grzmoty.
- Clara... - nad uchem usłyszałam znajomy głos - Odwróć się, proszę.
Delikatnie przetarłam dłonią twarz ocierając przy tym spływające po policzkach strumyki słonych łez. Powoli podniosłam się ku górze i odkręciłam w stronę mężczyzny. Ciemnowłosy mężczyzna popatrzył mi w oczy. W jego spojrzeniu widziałam troskę i coś jeszcze, ale nie potrafiłam tego określić.
- Nie płacz, nic złego nie zrobiłaś. - dłonią przetarł mój policzek - Jeśli mam być szczery to... przez te lata nie zapomniałem co kiedyś nas łączyło...
Popatrzył mi w oczy, lewą dłoń położył na moim prawym policzku, a swoimi ustami delikatnie ucałował mnie w czółko.
- Nie jesteś dla mnie przypadkową osobą...
Kontynuując swoje zdanie na ostatnią sytuację patrzył mi w oczy, jego błękitne tęczówki miały w sobie lekki błysk.
- Myślisz, że naprawdę jestem obojętny i szczęśliwy widząc co robi Grant? Jak Cię traktuje? Myślisz, że mi to odpowiada? - jego głos był inny niż zazwyczaj, pierwszy raz tak do mnie się zwracał - Myślisz, że Twoje łzy sprawiają mi radość? - przesunął się bliżej mnie - Nie i nie musisz żałować tego co zrobiłaś, ani mieć wyrzutów jeśli choć w 1/3 czujesz do mnie to co ja do Ciebie.
Słuchając go miałam łzy w oczach, nigdy nie oczekiwałam, że usłyszę z jego ust takie słowa. Byłam zaskoczona, a jednocześnie szczęśliwa... W końcu dotarło do mnie, że tak naprawdę przez cały czas, przez cały okres kiedy jestem z Grantem to nie jego tak naprawdę kocham... Żyłam w błędzie, jednak myślałam, że kocham właśnie jego, tego nieśmiałego małolata, a okazało się, że nadal kocham jego ojca, że uczucie do niego jest silniejsze niż to, które mi towarzyszyło przy Grancie. Teraz wiedziałam i byłam pewna z kim chcę być mimo i wbrew wszystkiemu.
- Tom...
Przerwał mi i nie dokończyłam tego co chciałam powiedzieć.
- Nic nie mów.
Popatrzył mi w oczy, obiema dłońmi objął moją twarz i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- Tom... - oderwałam swoje wargi od jego - Kocham Cię... - cicho wyszeptałam
Jeszcze raz złożył czuły pocałunek na moich ustach i mocno mnie przytulił, wtuliłam swoją głowę w jego klatkę piersiową. Pierwszy (?) raz czułam się wyjątkowo bezpieczna, czułam się naprawdę kochana i potrzebna. Nie oczekiwałam już więcej, chciałam być tylko przy nim.
- Tom... śpisz? - zaczęłam niepewnie i cicho wymawiając słowa
- Hmm, a co się stało? - powoli otworzył prawe oko - To tylko burza...
- Chciałam Ci coś powiedzieć... - mój głos nadal drżał, był niepewny - Pamiętasz jak mówiłeś żebym nie podejmowała decyzji, których będę żałować?
Wells otworzył szeroko oczy i uniósł się do pozycji siedzącej, plecami opierając o ścianę. Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów, również usiadłam. Zwrócona byłam w stronę mężczyzny.
- Tak, pamiętam, a o co chodzi? - uniósł swoje ciemne brwi ku górze
- Bo tego nie żałuję. - przybliżyłam swoją twarz do jego - Przepraszam.
W jednej chwili moje wargi dotknęły jego warg. Ku mojemu zaskoczeniu 38-latek nie próbował się z obecnej sytuacji wycofać. Złożyłam na jego ustach delikatny, ale czuły pocałunek.
- Przepraszam, ale wiem, że miałeś, masz rację. - odsunęłam swoją twarz od twarzy Toma - Będąc z Grantem jestem bliżej Ciebie...
Odwróciłam się do niego plecami i ponownie próbowałam zasnąć. Próbowałam niezauważalnie się skulić, ale mi się nie udało. Po moich policzkach spłynęły łzy, zaczęłam cicho szlochać z nadzieją, że Tom nie usłyszy. W pokoju panowała niezręczna cisza, którą przerywały co chwilę słyszalne grzmoty.
- Clara... - nad uchem usłyszałam znajomy głos - Odwróć się, proszę.
Delikatnie przetarłam dłonią twarz ocierając przy tym spływające po policzkach strumyki słonych łez. Powoli podniosłam się ku górze i odkręciłam w stronę mężczyzny. Ciemnowłosy mężczyzna popatrzył mi w oczy. W jego spojrzeniu widziałam troskę i coś jeszcze, ale nie potrafiłam tego określić.
- Nie płacz, nic złego nie zrobiłaś. - dłonią przetarł mój policzek - Jeśli mam być szczery to... przez te lata nie zapomniałem co kiedyś nas łączyło...
Popatrzył mi w oczy, lewą dłoń położył na moim prawym policzku, a swoimi ustami delikatnie ucałował mnie w czółko.
- Nie jesteś dla mnie przypadkową osobą...
Kontynuując swoje zdanie na ostatnią sytuację patrzył mi w oczy, jego błękitne tęczówki miały w sobie lekki błysk.
- Myślisz, że naprawdę jestem obojętny i szczęśliwy widząc co robi Grant? Jak Cię traktuje? Myślisz, że mi to odpowiada? - jego głos był inny niż zazwyczaj, pierwszy raz tak do mnie się zwracał - Myślisz, że Twoje łzy sprawiają mi radość? - przesunął się bliżej mnie - Nie i nie musisz żałować tego co zrobiłaś, ani mieć wyrzutów jeśli choć w 1/3 czujesz do mnie to co ja do Ciebie.
Słuchając go miałam łzy w oczach, nigdy nie oczekiwałam, że usłyszę z jego ust takie słowa. Byłam zaskoczona, a jednocześnie szczęśliwa... W końcu dotarło do mnie, że tak naprawdę przez cały czas, przez cały okres kiedy jestem z Grantem to nie jego tak naprawdę kocham... Żyłam w błędzie, jednak myślałam, że kocham właśnie jego, tego nieśmiałego małolata, a okazało się, że nadal kocham jego ojca, że uczucie do niego jest silniejsze niż to, które mi towarzyszyło przy Grancie. Teraz wiedziałam i byłam pewna z kim chcę być mimo i wbrew wszystkiemu.
- Tom...
Przerwał mi i nie dokończyłam tego co chciałam powiedzieć.
- Nic nie mów.
Popatrzył mi w oczy, obiema dłońmi objął moją twarz i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- Tom... - oderwałam swoje wargi od jego - Kocham Cię... - cicho wyszeptałam
Jeszcze raz złożył czuły pocałunek na moich ustach i mocno mnie przytulił, wtuliłam swoją głowę w jego klatkę piersiową. Pierwszy (?) raz czułam się wyjątkowo bezpieczna, czułam się naprawdę kochana i potrzebna. Nie oczekiwałam już więcej, chciałam być tylko przy nim.
••••••••••••
Wiem, że połowa z was - jeśli nie większość - zabije (!) mnie za ten rozdział.
Jednak musi się coś dziać by wszystko szło na przód :D
Mimo tego co się zdarzyło, mam nadzieję i liczę, że będziecie tutaj wpadać i mnie wspierać! ♥
Pozdrawiam, dużo refleksji (jeśli popełniłam jakieś błędy to piszcie bez krępacji) i miłego czytania :*