sobota, 7 maja 2016

Rozdział II

          *CLARA*
Słysząc deklarację chłopaka ciężko wypuściłam powietrze, które w nadmiarze zbierało się w moich płucach. Moją pierwszą myślą, która pojawiła się w mojej głowie było "Wszystko znów wraca do normy". Wiedziałam, że nie mogę już dłużej milczeć. Zebrałam się w sobie i próbując udawać obojętną wznowiłam wymianę zdań z młodym Amerykaninem.
- O której będziesz?
- Na kolację nie zdążę, może nawet nie będę wracał do domu tylko prześpię się na Uniwerku. - słowa wypowiadane przez szatyna przychodziły mu z dużą łatwością - Muszę kończyć. Kocham Cię. Odezwę się później.
Na koniec rozmowy puścił buziaka i się rozłączył, ja nawet nie zdążyłam odpowiedzieć. "Wszystko znów wraca do normy" pierwsza myśl i od raz strzał w dziesiątkę. Po szczęśliwej nocy moje odczucia ponownie zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Radość zmieniła się w smutek, obecność kochanej osoby w samotność, ciepła rozmowa w milczenie. Odłożyłam komórkę na szklany blat stołu zaraz obok pięcio centymetrowej na wysokość sterty dokumentów, które jeszcze dziś miały być uporządkowane o posegregowane zgodnie z datą i kolejnością alfabetyczną. dopóki pracowałam z myślą, że dzisiejszy wieczór i noc spędzę z Grantem praca szła mi płynnie i szybko, kartka po kartce lądowała w odpowiednim segregatorze w odpowiednim miejscu. Jednak z informacją, że z naszych wspólnych planów nic nie będzie straciłam ochotę i siłę do kontynuowania dalszej pracy. Mimo swoich nie chęci musiałam skończyć to co zaczęłam, bo w przeciwnym razie może to skutkować jeszcze gorszym końcem tego dnia. Siły straciłam nie tylko do pracy, ale i do rozmowy z ludźmi. W tym przypadku szybkimi krokami zbliżał się powrót do domu Toma. Po chwili bezsilności powróciłam do pracy... wiedziałam, że jeśli nie uporządkuję dokumentów czeka mnie reprymenda od szefa, a co za tym idzie ostra wymiana słów, a jednocześnie kłótnia, której dziś mi nie potrzeba do zepsucia tak wyśmienitego humoru, który jeszcze niedawno mi towarzyszył. W obecnej chwili czułam się beznadziejnie, jak osoba, która jest potrzebna do zabawy i czarnej roboty. By mieć na najbliższy czas święty spokój i odciąć się od świata wyłączyłam telefon. Papierkowa robota szła mi mozolnie, w czasie w którym niedawno uporządkowałam trzy kartki dokumentów teraz ledwo co uporządkowałam jedną. Z upływem szybko biegnącego czasu sterta niby stawała się mniejsza, ale mimo to i tak za duża jak na moje predyspozycje. W trakcie mijającego czasu myślałam nad pytaniem, które wczoraj zadał mi 21-letni Wells. Jak wczoraj mogłam mu powiedzieć "Tak" to dziś mocno rozważałam odpowiedź "Nie". W jakimś stopniu sama byłam sobie winna obecnej sytuacji. Widząc już od kilku miesiećy jego metamorfozę w jego przypadku na gorsze powinnam zakończyć ten związek, ale za każdym razem kiedy między mną a Grantem sytuacja się poprawiała przez głowę przechodziła mi myśl, że teraz będzie lepiej, że będzie tak jak dawniej. Nie wiedziałam z kim porozmawiać by usłyszeć odpowiedź, której moje wewnętrzne "JA" oczekuje. Porozmawiać z matką? Ona mi powie, że na lepszego nie trafię. Porozmawiać z Agnes? Powie, że zna Granta od podwórka, a teraz po prostu przechodzi kryzys wieku młodzieńczego. Tak naprawdę znałam odpowiedzieć każdej osoby, z którą mogłam o tym porozmawiać. Brakuje mi osoby w najbliższym otoczeniu, która by na to patrzyła z obojętnością.
- Jestem pierwszy czy Grant mnie ubiegł?
Słysząc głos dr Wells'a, który wrócił z biura doznałam jeszcze większego uczucia załamania, a dodatkowo jego powrót zakończył moje wszystkie rozważania nad propozycją jego syna.
- Granta nie ma i nie będzie, a ja nie skończyłam segregować dokumentów, więc jeśli chcesz mnie ochrzanić to sobie odpuść.
Wstałam od stołu i nie chcąc z nim dłużej rozmawiać skierowałam się czym prędzej w stronę schodów by potem znaleźć się w moim i młodego chłopaka sypialni. Kiedy mijałam 38-latka ten złapał mnie za nadgarstek, a moja głowa odwróciła się w jego stronę.
- Jestem Twoim szefem, więc nie podnoś na mnie głosu. - powiedział stanowczo - Ale tu nie chodzi o pracę, prawda?
- Za oknem pada gdybyś nie zauważył, a pogoda wpływa na nasze samopoczucie. - wyrwałam rękę z jego uścisku
- I ta pogoda ma na imię Grant? - bezczelnie się uśmiechnął
- Powiedz mi czego Ty ode mnie tak naprawdę chcesz. - zbliżyłam się do niego
- To lepiej Ty mi powiedz czego Ty oczekujesz od życia. - w jego zachowaniu widziałam bezczelność - Bo czasami uważam, że wcale go tak bardzo nie kochasz jak mówisz.
- To co powiedziałeś było chamskie i skończ wypowiadać się na temat moich uczuć względem Twojego syna!
- Nie, po prostu Ty nie potrafisz udawać i kłamać, a ja jestem nadzwyczaj spostrzegawczy.
- Zawsze taki byłeś! Zawsze uważałeś, że wiesz wszystko najlepiej! - mój głos nabrał głośniejszej i mocniejszej barwy - Zresztą, Ty nadal tak uważasz!
- Nie krzycz na mnie tylko po prostu powiedz co się dzieje pomiędzy wami. - Wells był jedną wielką oazą spokoju, dokumenty odłożył na bok i usiadł przy stole nie odwracając ode mnie swojego ciekawskiego wzroku - No siadaj i mów.
- Ty się słyszysz? - byłam zdenerwowana, a raczej zażenowana w jakiś sposób jego postawą - Powiedz co Ty chcesz ode mnie usłyszeć!
- Prawdę. - bezczelnie uśmiechnął się w moją stronę
- Prawdę? Tak?! To proszę. - podeszłam z grymasem złości do stołu przy którym siedział Tom - Jestem w ciąży z Twoim synem. Wczoraj Grant poprosił mnie o rękę. I po raz kolejny po nocy, w trakcie której uprawialiśmy seks oznajmił, że nie wraca na noc do domu! A wiesz czego idę z nim do łóżka po tym wszystkim co robi?! Bo mnie pociąga tak samo jak Ty kiedyś!
Kiedy to wszystko wydusiłam z siebie po moich policzkach poleciały łzy. Łzy, które były symbolem ulgi, ale i zarazem symbolem nienawiści do samej siebie za to, że o wszystkim mu powiedziałam, o tym wszystkim o czym powinien dowiedzieć się ostatni albo i w ogóle. Kiedy po chwili ponownie popatrzyłam mu w oczy zauważyłam obawę (?), szok, niedowierzanie. Pierwszy raz od kiedy go znam odebrało mu mowę, nigdy nie widziałam go w takim stanie, po raz pierwszy wygląda jak nie on.
- Grant jest życiowym głupcem - nie zaprzeczę, ale mam nadzieję, że mu nie odmówiłaś. - mówił to jakby takie rzeczy słyszał na codzień, jakby moje słowa nie wywarły na nim żadnego wrażenia, żadnych większych odczuć
- Nienawidzę Cię!
Wydarłam się na niego, a mój krzyk rozniósł się po całym domu. Moje serce z nerwów zaczęło szybciej bić, ciśnienie niewiarygodnie wzrosło. Kolejne chwili w towarzystwie Wells'a mogły mi tylko zaszkodzić. Z zaciśniętą pięścią wybiegłam z budynku, w którym się znajdowałam, po drodze do drzwi zabrałam ze sobą tylko żakiet. Na zewnątrz padał deszcz, jednak nie przejmowałam się tym. Mocno zaciągnęłam się świeżym powietrzem, a już po chwili w moich nozdrzach pojawił się miły zapach świeżego powietrza. Nie zważając na nic ani na nikogo kierowałam się szybszym krokiem w wybrane przez siebie miejsce. W trakcie drogi do upragnionego celu próbowałam dodzwonić się do Granta, ale bez skutecznie... za każdym razem słyszałam to samo zdanie "Nie mogę rozmawiać, zostaw wiadomość, odezwę się najszybciej jak mogę. Grant.". Na poczcie głosowej chłopaka zostawiłam około pięciu wiadomości i do tego dziesięć sms'ów z treścią, że go potrzebuję. Teraz kiedy go najbardziej potrzebowałam jego nie było, nie wiedziałam co mam zrobić. Samobójstwo? Dobre dla tchórzy, to tylko ucieczka od własnych problemów. Nie mogłam aż tak nisko upaść, nie mogłam pójść w ślady ojca... ale obawiałam się, że sobie nie poradzę, z Grantem, z ciążą... Na chodniku mijałam co rusz szczęśliwe pary, które w uścisku i radości kierowały się w obranym przez siebie kierunku. Zazdrościłam im szczęścia, które jest pomiędzy nimi, które im obecnie towarzyszy. Ja czułam takie szczęście jeszcze cztery miesiące temu, kiedy Grant był Grantem, a nie tylko wyglądał jak Grant... choć i do jego wyglądu miałabym zastrzeżenia. Teraz kiedy potrzebowałam obecności bliskiej osoby nikogo nie było... matka z partnerem na innym kontynencie, Agnes razem z Jacobem na urodzinach jego ojca, a Grant? Już nie wiem co sądzić o związku z nim. Może po ślubie by się zmienił, ale co mi po tym skoro przez kolejne miesiące przed ślubem czułabym się równie samotna co teraz... Kiedyś był typem grzecznego chłopca, który podpisywał się pod wszystkim co kazał mu ojciec. Właśnie chyba to było w nim takiego pociągającego... był inny niż każdy w jego wieku, liczył się ze zdaniem innym, skupiał się na studiach. A teraz? O wszystko ma pretensje, nie jest już tym samym grzecznym chłopcem. Nauka? Teraz żyje tą nauką dwadzieścia cztery godziny na dobę, świata po za nią nie widzi. Jego umiłowanie jemu sprawia radość, ale mi zadaje ból, cierpienie, łzy i samotność... Czasami wydaje mi się, że byłoby mi lepiej samej niż z nim... ale go kocham, a przynajmniej tak mi się zdaje...
[...] Nim się obejrzałam, a minęło trzydzieści kilka minut mojej podróży, złość i nienawiść do Toma trochę opadła, a deszcz przestał padać. Weszłam na teren Central Parku i już wolniejszym niż dotychczas krokiem szłam ścieżką w kierunku jeziora, obok którego stały ławeczki, na których można było usiąść i pomyśleć nad pracą, uczcuciami i sensem naszego życia. Było to moje ulubione miejsce w tym mieście, jedyne, które potrafiło ukoić wszystkie moje negatywne i niepotrzebne odczucia, emocje i wrażenia. Na całym terenie panowała zieleń, która działa uspokajająco na każdego, szum wody dawał efekt relaksu i ukojenia, a śpiew ptaków działał jak zielona herbata. Usiadłam na ławeczce, plecami oparłam się o brązowe, drewniane oparcie, lewą stopę oplątałam prawą, a dłonie splotłam. Lekko je rozchylając przy nadgarstkach by pomiędzy nimi zrobiła się szczelina otarłam twarz. Patrzyłam na chwiejącą się wodę i uważnie wsłuchiwałam się w odgłosy otaczającej mnie przyrody. Sprawdziłam telefon, w którym nie znalazłam żadnych powiadomień. Głowę odchyliłam do tyłu, a powieki przymknęłam. Moje ciało dostąpiło oczyszczenia ze wszystkich złych i negatywnych przeżyć, które mi towarzyszły przez ostatnie godziny. Chwilę później poczułam jak ktoś obok mnie siada, był to mężczyzna, kobiety wykonują tą czynność spokojniej, choć ku mojemu zdziwieniu nieznajomy - a przynajmniej tak mi się wydawało - usiadł bardzo ostrożnie jak na osobnika płci męskiej.
- Już, lepiej Ci?
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Będziemy tak odpowiadać pytaniem na pytanie?
- Nie powinno Cię tu być.
- Może nie jest jak kiedyś, ale wtedy powiedziałem Ci coś ważnego i mam nadzieję, że pamiętasz tamte słowa.
- Przeszłość to wspomnienia, a ja żyję teraźniejszością.
- Tyczyły się przyszłości, więc i chwili obecnej.
- Zostały wypowiedziane kiedyś, a ja nie zwracam uwagi na słowa, które padły w odległych czasach.
- Wiesz, że nie wygrasz.
- Próbować zawsze mogę.
- Tak samo jak i ryzykować.
- Coś sugerujesz?
- Nie, tylko upewnij się co do kogo czujesz...
- Już wiem skąd wiedziałeś, że tu będę.
- Hah. - cicho zaśmiał się pod nosem
- Bo jesteś jedyną osobą, która kiedykolwiek tu ze mną była... - otworzyłam oczy i zerknęłam na niego, po czym szybko wróciłam do poprzedniej pozycji - Więc czuj się wyróżniony.
Mężczyzna wstał.
- Wstań. - powiedział spokojnie, ale głośniej niż dotychczas
- Po co? - otoworzyłam oczy, spojrzałam w górę i spotkałam się ze spojrzeniem jego błękitnych oczy
- Za dużo pytasz. Wstań.
Po chwili zawachania względem rozkazu (?) Amerykanina podniosłam swoje ciężkie ciało do góry i stałam wprost bruneta. Po chwili wydarzyło się coś czego nigdy, a przynajmniej obecnie bym się po nim nie spodziewała. Moje ciało przylegało i w opiekuńczy uścisku do jego klatki piersiowej. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się dziwnie bezpieczna, to uczucie, które towarzyszyło mi podczas tego momentu było dziwne, nie wiedziałem jak je nazwać.
- Decyzja należy do Ciebie, ale zawsze będę Cię wspierał.
Jego słowa, które wypadały z jego ust były wypowiadane z troską. Błękitnooki brunet swoją prawą dłonią delikatnie masował moją górną część pleców, a swoją lewą dłoń położył z tyłu mojej głowy. Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu swoimi wargami złożył delikatny pocałunek na moim czole.
- A teraz wracajmy.
Po tych słowach odsunął się od mojego ciała i z delikatnym uśmiechem popatrzył mi prosto w oczy. Jego zalecenie skwitowałam jedynie kiwnięciem głową. W czasie drogi do auta, a następnie w trakcie jazdy do domu próbowałam w jakiś sposób wytłumaczyć sobie to co się wydarzyło w parku. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić. W tym momencie byłam jeszcze bardziej zabłąkana myślami i rozważaniami niż wcześniej.

          *GRANT*
"Kocham wolność", a raczej "Coraz bardziej kocham wolność" to stwierdzenie coraz bardziej do mnie pasowało. Przestałem się wszystkim ze wszystkiego tłumaczyć i usprawiedliwiać decyzje, które podejmuję, bo w końcu... nikt za mnie mojego życia nie przeżyje, a ja sam nie zamierzam niczego sobie odmawiać i żyć pełną parą. Nie muszę się nawet wysilacz by mieć pewność, że w przyszłości będę zarządzał firmą ojca, bo, że to się stanie wiem odkąd skończyłem 18 lat. Moje życie to jedna wielka bajka, o której inni mogą tylko marzyć, a w bajkach zawsze jest happy end, a to się równa, że i o swój happy end nie muszę się martwić. Po chwili odpoczynku wstałem z krzesła i podszedłem do tablicy, w dłoń jeszcze chwyciłem czarny marker i będąc już przy tablicy zacząłem kontynuować swoje obliczenia, które miały pomóc w udoskonaleniu prac mojego ojca.
- Co znowu?
- Masz? - w słuchawce było słychać zniecierpliwionego człowieka
- Spokojnie, na wieczór będzie wszystko załatwione. - rozmawiając przez telefon dalej pisałem obliczenia, a niektóre poprawiałem widząc własne błędy - Jakiś czas temu to ja polegałem na Tobie, teraz to Ty polegasz na mnie. Widzisz jakie życie potrafi być przerotne. - każde swoje słowo mówiłem będąc zadowolonym z siebie samego. - A teraz daj mi pracować. - powiedziałem mocniejszym tonem i się rozłączyłem
Skupiając się na swojej pracy próbowałem nie zerkać co chwilę na zegarek. Od niedawna w swoim życiu polubiłem czas kiedy jest ciepło i zwykli ludzie idą spać. Wtedy, to wtedy tak naprawdę zaczyna się życie. Mogę być tylko wdzięczny, że w końcu to zrozumiałem, bo kiedyś byłoby za późno na to wszystko co najlepsze w naszym pięknym i jak na razie młodym życiu. W końcu podszedłem do biurka, dłonie położyłem na drewnianym blacie obok kilku kartek z wzorami i obliczeniami. Głowę schyliłem do dołu, a powieki delikatnie przymknąłem, nozdrzami wciągnąłem większą niż zazwyczaj ilość powietrza, a następnie już ustami powtórzyłem tą czynność. Czasami to "zwykłe" życie mnie już męczyło, w pewnych momentach chciałbym zatrzymać czas by dana chwila trwała i trwała i nigdy się nie kończyła, ale teraz... ale teraz chciałbym przyśpieszyć żeby te kilka najbliższych godzin minęło jak jedna minuta. Cudną ciszę, która panowała w moim "biurze" w jednej chwili rozwiał nieproszony gość, który zakłócił moją próbę większej koncentracji nad obecną pracą.
- Siema stary!
Głośniejszym tonem powiedział mężczyzna, który klaszcząc w ręce wszedł do pomieszczenia, w którym się znajduję.
- Greg... czego chcesz?
- Przyszedłem uratować Cię od tych męczarni. - przerzucił kartkami leżącymi na biurku - A widzę, że jest ich o kilkadziesiąt za dużo.
Chwyciłem jego nadgarstek, a mój zwrok, który skierowałem w jego oczy nie pokazywał radości.
- Nigdy więcej nie dotykaj moich rzeczy! - powiedziałem ze złością, a po chwili puściłem rękę 23-latka
Szatyn dla rozluźnienia mięśni postrząsnął nadgarstkiem.
- Ojca, Clarę, możesz oszukiwać, ale mnie (?) nie uda Ci się.
- Chcesz się czymś podzielić ze mną? - odłożyłem marker na bok
- Powiedziałeś ojcu co robisz? - w głosie mężczyzny słychać arogancję
- Nie muszę i NIE zamierzam mu się spowiadać.
- Ah tak, zapomniałbym, wizerunek idealnego synka byłby naruszony.
Zbliżyłem się do niższego od siebie rówieśnika i złapałem go za koszulkę.
- Nigdy więcej się tak do mnie nie odzywaj! Nigdy! - byłem bliski wybuchu agresji
- To może rzuć to gówno i jedźmy tam gdzie nasze PRAWDZIWE miejsce. - złapał mnie za nadgarstek i odepchnął od siebie - A, i nie pomiataj mną, bo tatuś się o wszystkim dowie. - zaśmiał się pod nosem - A tego byś nie chciał, prawda? - popatrzył mi w oczy
Wziąłem wdech i głośno wypuściłem zebrane wewnątrz siebie powietrze, a spojrzenie chwilowo przeniosłem z podłogi na mężczyznę stojącego naprzeciwko mnie. Początkowo nie wiedziałem co myśleć, ale po chwili zawahania już byłem pewny co powinienem zrobić.
- Masz rację, nie powinno mnie tu być, nie tu jest moje miejsce.
- No, w końcu zacząłeś myśleć.
Chwyciłem kurtkę leżącą na krześle i razem z 23-latkiem udaliśmy się do wyjścia, a następnie po schodach skierowaliśmy się do drzwi.
- Ścigamy się? - zerknąłem na szatyna stojącego obok mnie
- Przegrany oddaje swoją nocną nagrodę.
- Przykro mi, że Ty nim będziesz. - uśmiechnąłem się pod nosem - Od pierwszych świateł do końca trasy.
Rozeszliśmy się do swoich aut. Początkowo pozornie wolno obaj jechaliśmy w kierunek świateł. Szanse okazały być się wyrównane, bo obaj mieliśmy aktualnie czerwone. Z każdą upływającą sekundą nasze silniki "warczały" coraz głośniej, ostatnie spojrzenie na "rywala" i jazda. Pedał gazu wraz zielonym światłem został wdepnięty do końca. Mimo, że obaj stwarzaliśmy zagrożenie dla jeżdżących obok pojazdów, nam sprawiało to frajdę, jak małym dzieciom przejażdżka w parku zabaw na kolejce górskiej. W pewnym momencie zamiast jechać wciąż tuż obok Grega prosto ja odbiłem w prawo, a wtedy byłem już pewnym zwycięstwa. A w mojej głowie zawitały myśli zwycięzcy "Znów przegrałeś Greg". Kiedy chciałem już skręcać w lewo i wyjeżdzać z wąskiej uliczki na główną drogę przed moimi oczami ukazał się jakiś menel. Jednak będąc tak blisko końca trasy nie mogłam nacisnąć hamulca. Zacząłęm trąbić z nadzieją, że pijaczyna ucieknie w bok, ale chyba był też głuchy, bo z drogi zszedł mi w ostatnim z możliwych momentów. Wyjechałem na główną, a wjazd na parking podziemny był już tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki. Zaciągając hamulec ręczny odbiłem w prawo, a następnie dodając gazu pojechałem do końca parkingu, a następnie zaciągając ręczny nawróciłem. Zgasiłem silnik, wysiadłem, stanąłem przed samochodem, oparłem się o jego maskę, a następnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wzrok uniosłem ku wjazdowi, a tam pojawił się czarny Ford Mustang Shelby GT500 Exterior należący do McCartney'a. Widząc jego minę zza szyby wywnioskowałem, że szczęśliwy nie jest.
- I kto po raz kolejny wygrał? - zacząłem kiedy wysiadł - Nigdy ze mną wygrasz, a wiesz czego? Bo nawet jeśli znajdziesz moje skróty to ja użyję kolejnych. - patrzę na niego - Bo wiesz, Nowy Jork znam jak własną kieszeń, to miasto nie ma przede mną tajemnic. - z mojej twarzy nie schodził uśmiech zwycięzcy - Dzisiaj nagrody nie będziesz mieć, chyba... chyba, że... oddasz mi auto. - Co?! - wściekły stanął przede mną - Chyba Cię Wells pojebało! Mam to auto od tygodnia.
- Skoro wolisz auto, to okay. Ja przeżyję, ale Ty? Ah, Twój wyraz twarzy w nocy będzie bezcenny. - zacząłem się śmiać
Wiedziałem, że mimo wszystko to co może czekać go w nocy będzie ważniejsze od auta, a dla mnie? Dla mnie był to łatwy sposób zdobycia nowej bryki za free. Wiedząc, że za moment zdecyduje się oddać mi kluczyki do auta wyciągnąłem swoją dłoń do przodu, a po paru sekundach z żalem 23-latek położył na mojej otwartej dłoni kluczyki do nowiutkiego Mustanga.
- Dobry chłopiec, dobry, a teraz na górę. Pora się rozerwać, a no i spokojnie, do domu Cię odwiozę.
Kluczyki od nowego nabytku schowałem do kieszeni i wraz z Amerykaninem udaliśmy się na górę gdzie zaczyna się prawdziwe życie.


----------------------------------------------------

Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni nowym rozdziałem :)
Mam również nadzieję, że z uśmiechem go przyjmiecie oraz, że historia Granta (i jego bliskich) was jeszcze bardziej zaciekawi :D
Miłego czytania, ciekawych refleksji po przeczytaniu i oczywiście pozdrawiam :*

3 komentarze:

  1. Wait, wait, Clara w ciąży?! Clara lecąca na ojca swojego niedoszłego narzeczonego? Grant i nielegalne wyścigi? :O weź, mieszasz mi w głowie coraz bardziej :D oczywiście, że czekam na kolejny z niecierpliwością! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, haj! :D ;**
    Wow, wow, wow! Jeden rozdział, na dodatek POCZĄTKOWY, a tyle się dzieje! ;o ;o ;o
    Kobieto, zwolnij, bo przecież zawału dostanę! ;D hahah Zawału i palpitacji serca jednocześnie. xD
    I... będziemy mieli dziecko! *0* Znaczy w opowiadaniu. xD
    Czekam na nexta! ;**
    Proszę, informuj mnie o następnych! <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Namieszałaś..... Ona leci na jego ojca?! Grant ratuj swój związek a nie nielegalnymi wyścigami się zajmujesz🔫👑💓😹 Czekam na next😹👑💓💗💕💕

    OdpowiedzUsuń