środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział IV

          *GRANT*
Na przeciw wejścia do budynku na około dwóch metrach umieszczona była scena gdzie rządził DJ, równolegle do sceny były loże VIP, po lewej stronie od nich stał bar, a równolegle do niego był korytarz prowadzący do łazienek. Na sali rozbrzmiewała głośna muzyka, DJ z każdą minutą coraz mocniej rozkręcał zebrane towarzystwo. Ze spryskiwaczy umieszczonych na suficie nad parkietem wydobywała się mrzawka alkoholu połączonego z ekstazy. W oczy rzucała się w szczególności jedna z loży, umiejscowiona w samym rogu. Na specjalnych sofach zasiadało czterech dorosłych mężczyzn, jedni byli bardziej umięśnieni, inni mniej. Towarzyszyło im pięć kobiet wyglądających niczym modelki Victoria's Secret. Na szklanym stole znajdował się kufel z lodem i butelką najdroższej z możliwych wódek, a obok niego rozprzestrzeniał się biały proszek. Grupa młodych ludzi wyglądała na dobrze pijanych i pobudzonych mimo wczesnej pory. Młoda szatynka o figurze jakiej większość Brytyjek może jej zazdrościć siedziała u boku młodego chłopaka, który był równie szczupły co ona, a jego twarz miała owalny kształt. Jej lewą ręka wędruje po jego udzie zbliżając się ku jego męskości. Jej usta błądzą po jego szyi znajdując co chwilę do warg młodego mężczyzny.
- Ej, geniuszu, a Tobie tak wolno? - głos zabrał chłopak o jasno brązowych włosach śmiejąc się z wypowiadanych przez siebie słów
- Jestem młody. Jestem bogaty. Jestem przystojny. - nawet nie zamierzałem udawać skromnego - Złoto na palcu nie lśni to i mi wolno.
Z dużym optymizmem i zadowoleniem namiętnie i agresywnie wtopiłem się w usta koleżanki siedzącej obok mnie.
- A Ty nie gadaj tylko pij!
Powiedziałem ochoczo i podałem mu butelkę zimnej wódki. Sam zrobiłem poziomą kreskę białego proszku na stole. Pochyliłem się nad substancją i wciągnąłem nosem. 
Kiedy już proszek znlazł się w moich nozdrzach, a na stole nie pozostało nic z ułożonej przeze mnie kreski pokręciłem szybko głową i wytarłem nos. Mężczyzna, któremu podałem butelkę z alkoholem nie nalewając do kieliszka napił się prosto z butelki. Patrzyłem tylko na niego jak połyka kolejne łyki płynnej substancji.

- I co? Lepiej? - uniosłem brwi ku górze i popatrzyłem w jego kierunku - Greg daj im spróbować nowego towaru. - na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech
Jensen na moje słowa z lekkością wypuścił powietrze, które wstrzymywał po napiciu się alkoholu. McCartney wyjał z kieszonki w spodniach torebeczkę z tabletkami w kolorze zielonego neonu. Dwudziestotrzylatek dał każdemu po jednej tabletce.
- Co to? - głową ku górze poruszył Stevens, a chwilę później uważnie przyjrzał się małemu prezentowi, który dostał od znajomego
- Nie pytaj, tylko połykaj. - powiedziałem głośniej szczerząc się do niego
Będąc w towarzystwie Grega, Codyego, Tylera, Deana, Jensena oraz... pięknych pań i mając przy sobie pewne umilacze bawiłem się wyborowo. Zdecydowanie momentalnie się rozluźniałem i zapominałem o problemach otaczającego świata. Czułem się tak jakbym przez chwilę był w innym świecie, ale patrząc na dziewczyny od razu uświadamiałem sobie, że jestem w zmiemskim niebie. Pewnie każdy z was ma takie miejsce gdzie odpływa do innego świata jednoczesnie pozostając na tym ziemskim świecie. Melissa wyszeptała mi kilka słówek na ucho, a ja okrasiłem je niewinnym uśmiechem i razem z nią wyszedłem do pomieszczeń, które znajdują się nad salą klubową.

***
      
Po całej nocy spędzonej w klubie z przyjaciółmi i towarzystwie dziewczyn wróciłem około południa do domu. Cieszyłem się, że dziś sobota i liczyłem, że Clarze przeszedł zły humor z poprzedniego wieczora, bo nie miałem sił, ani ochoty się z nią kłócić. Jedyne czego potrzebowałem to miłego przywitania od ukochanej by miec dobry humor, zgrzewki wody, bo suszy mi przełyk i wygodnego łóżka by się wyspać. Oczekiwałem czegoś pięknego, ale jak tylko wszedłem do domu i wkroczyłem na teren salonu od razu żałowałem, że wracałem do domu.
- Możesz mi wytłumaczyć gdzie byłeś?! Najpierw obiecanki, a potem mnie do prowadzasz do PŁACZU, a potem jakby nigdy nic TY jaśnie pan wychodzisz sobie z domu nic mi nie mówiąc?! Dodam, że wcześniej mówiłeś, że to nasz dzień, że spędzimy go razem, ale patrząc na Ciebie to Ty się świetnie bawiłeś!
W mojej głowie szybko pojawiła się jedna myśl "O Boże, znowu to samo, kiedy ona przestanie".
- Długo się do tego przygotowywałaś? - spokojnie i trochę olewczo odpowiedziałem na jej zarzuty
- Ty chyba nie mówisz serio?! No, bo jeśli oczekiwałeś, że wpadnę Ci w ramiona po wczorajszej awanturze to jesteś skończonym kretynem i gnojkiem! Może powinnam jeszcze z obiadkiem na księcia czekać?!
Dwudziestopięciolatka darła się jakby była opętana, zgaduję, że słychać ją w promieniu stu kilometrów. Ja postanowiłem być opanowany i jedynie ze sztucznie lekkim uśmiechem jej przytakiwałem. Po jeszcze kilku jej krzykach ze swojego gabinetu wyszedł zirytowany naszą rozmową mój ojciec.
- Przepraszam, że przeszkadzam w jakże interesującej rozmowie, ale możecie dojść do jej sedna? - głos zabrał pan dr
Zerknąłem na niego i zrobiłem zdziwioną minę.
- A Ty od kiedy nie masz okularów? - w moim głosie było zaciekawienie
- Od kiedy nie muszę wyglądać w domu jak geniusz. - popatrzył na mnie i wrócił do gabinetu
- Mam już tego dość Grant! Albo się zastanowisz co robisz albo z naszego ślubu nici! Wychodzę, a spróbuj mnie tylko zatrzymać!
Dziewczyma mówiła na poważnie, nie zamierzając się nawet przy mnie zatrzymywać przeszła obok i trzasnęła drzwiami wychodząc. Będąc jeszcze na lekkim haju po jej wyjściu udałem się do kuchni po wodę, a następnie sypialni by odespać minioną noc. Porozmawiać z Gomez postanowiłem jak tylko wstanę i szczerze mówiąc nie liczyłem, że szybko to się stanie. Nie mając większych sił zdecydowałem, że kąpiel wezmę jak tylko wstanę, a teraz czym prędzej pójdę spać.

          *CLARA*
Oburzona udałam się taksówką do Agnes, nie zamierzałam z tym dupkiem zwanym moim chłopakiem i możliwym przyszłym narzeczonym spędzać ani chwili dłużej w domu. Zdecydowałam, że jeśli sytuacja mnie do tego zmusi to będę nawet nocować u przyjaciółki, ale, właśnie "ale" znając Granta on w sobotni wieczór nie wysiedzi w domu. Nie będąc pokłóceni wolał spędzać sobotnie wieczory na Uniwerku nad głupim projektem niż spędzić miło ten czas w moim towarzystwie, więc wątpię, że podczas kryzysu w naszym związku będzie chciał siedzieć w sobotę wieczorem w domu. Po długich trzydziestu minutach jazdy nowojorską taksówką w końcu dotarłam na miejsce. Zapłaciłam za drogę i wysiadłam z żółtego pojazdu. Szybkim krokiem udałam się w stronę bloku. Będąc już w środku budynku po schodach wręcz wbiegłam na drugie piętro by po chwili zapukać do mieszkania przyjaciółki. Na otworzenie drzwi przed moją osobą nie czekałam nawet dziesięciu sekund. Będąc w mieszkaniu dwudziestoczterolatki płaszcz powiesiłam na wieszaku, a torebkę rzuciłam na kanapę gdzie po chwili usiadłam. Po moim zachowaniu można było szybko i łatwo wywnioskować, że mam podniesione ciśnienie z nerwów przez tego gówniarza. Agnes usiadła bokiem obok mnie przyciągając leżące po prawej stronie nogi do swoich pośladków.
- No to opowiadaj. - powiedziała opiekuńczym głosem
- On się zachowuje jak gówniarz! - wciąż mówiłam głośniejszym tonem na co przyjaciółka szybko zareagowała i kazała mi pociszyć swój regulator by sąsiedzi nie usłyszeli - Zamiast wytłumaczyć swoje wczorajsze zachowanie, przyjść spokojnie porozmawiać on sobie jakby nigdy nic wrócił do domu i jeszcze liczył na kochane powitanie jego osoby. - mówiłam pełna zażenowania postawą dwudziestojednolatka - Był tak skacowany, że jeszcze dzisiaj przechodząc obok niego czułam alkohol. - Amerykanka hiszpańskiego pochodzenia już chciała zabrać głos, ale jej to uniemożliwiłam kontynuując swoje wywody na temat szatyna - Zachowuje się jak kompletny dupek, jakby był jakimś pępkiem świata. Jeszcze trochę i w tym związku nie będę miała nić do powiedzenia.
Halvorson mi w końcu przerwała.
- A Thomas co na to? - zapytała zaciekawiona
- Thomas?
Zrobiłam duże oczy słysząc jego pełne imię, zazwyczaj nikt tak nie wypowiadał imienia mojego "teścia" i zarazem szefa. Brązowowłosa wyodrębniała się spośród wszystkich i na Wellsa wołała w moim towarzystwie Thomas, a w jego towarzystwie dodawała przed jego imieniem "pan".
- On ma prawdopodobnie zachowanie swojego syna w dalekim poważaniu. Mi potrafi prawić kazania rodzicielskie, a z Grantem nawet nie potrafi porozmawiać o traktowaniu płci pięknej. - jak już się obrywało ode mnie to wszystkim, nie pomijałam nikogo
- Nie uważasz, że on może... - popatrzyła mi głęboko w oczy
- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz. - cicho się zaśmiałam słysząc jej słowa - Wiesz ile czasu minęło od tamtej pory?
- Ale nie wydaje Ci się dziwne, że to Tobie prawi kazania rodzicielskie? - zmarszczyła czoło unosząc brwi - Nie uważasz, że w ten sposób chce Ci coś przekazać?
- Tom? Błagam, on to co myśli od razu mówi, prosto z mostu. To nie ten typ, który bawi się w podchody. - z delikatnym ubawem na twarzy popatrzyłam w stronę przyjaciółki
Nagle usłyszałyśmy dochodzący z kuchni gwizd czajnika. Halvorson podniosła swoje ciało z kanapy i udała się zalać herbatę wrzątkiem wody.
- A nie czujesz czego, czegoś takiego, czegoś innego przy nim? - Amerykanka pochodząca z La Jolla mówiła głośniej by było ją słyszeć w małym saloniku
- Chcesz powiedzieć pociągu do niego?
Popatrzyłam na nią kiedy wróciła do pokoju trzymając w dłoniach dwa kubki z gorącym napojem. Szybko zabrałam od niej jeden z nich. Przybliżyłam do ust i podmuchałam by szybciej herbata przestygła.
- Jeśli tak chcesz to nazwać. - popatrzyłam na mnie próbując uważnie sączyć gorący "napój"
- Wiesz, że i tak znam Twoje uzasadnienie obu moich kwestii, które mogę powiedzieć? - szeroko się uśmiechnęłam w jej kierunku
- Nie tym razem, no dawaj, dziś Cię zaskoczę. - zrobiła minę pieska, a ja odstawiłam kubek z herbatą na stolik obok
- Hmm. - musiałam poważnie się zastanowić nad tym co czuję w towarzystwie Toma - Opcja "A".
- Daj się ponieść chwili. - szeroko się uśmiechnęła w moim kierunku ukazując swoje perfekcyjnie proste i białe ząbki - Skoro Grantowi wolno to czego Tobie nie?

***

Kiedy wracałam po kilku godzinach siedzenia u Agnes do domu była burza. Grzmoty były głośne jakby zaraz miał się skończyć świat, jakby miała nastąpić apokalipsa. Miałam tylko nadzieję, że w domu będzie Grant, bo inaczej cała noc nieprzespana. Będąc już w domu powiesiłam w przedpokoju płaszcz na wieszak, buty zdjęłam i odstawiłam na bok.
- Grant. - krzyknęłam mając nadzieję, że wysoki szatyn zaraz zejdzie z góry
- Nie ma go. - usłyszałam głos wydobywający się z gabinetu starszego Wellsa
- Zabiję dzieciaka.
Wyszeptałam pod nosem i spojrzałam na zegarek firmy Cartier Tank Francaise, który dostałam od Granta na 2 rocznicę związku. Na tarczy widniała 20:17, szybko zorientowałam się, że Grant udał się na Uniwerek lub na spotkanie z kolegami. W tej chwili miałam jeszce bardziej dość jego osoby. Zrezygnowana skierowałam się powoli do gabinetu Toma. Stanęłam oparta o framugę.
- Przepraszam, że przerywam, ale idę wziąć kąpiel, ale potem jeśli będziesz miał coś do zrobienia to wiesz gdzie jestem. - popatrzyłam na bruneta
- Piłaś coś? - odwrócił się w moją stronę zdziwiony, a oboje się zaśmialiśmy - Spokojnie nie ma potrzeby byś mi pomagała. Po kąpieli możesz spokojnie iść spać.
- Spokojnie, oczywiście. - cicho wymamrotałam sama do siebie - No dobrze. - już wychodziłam z gabinetu kiedy postanowiłam jeszcze wrócić - Tom...
- Tak? - Wells ponownie się odwrócił w moją stronę
- Dobrze wyglądasz bez okularów. - uniosłam kąciki ust do góry, po czym wyszłam
- Dzięki. - lekko się uśmiechnął 
[...] Po kąpieli próbowałam zasnąć, ale przez straszne grzmoty i samą burzę nie mogłam. Nienawidziłam tego, nienawidziłam burzy. Mimo dojrzałego wieku bałam się sama spać w taką pogodę. Leżałam na łóżku kiedy coś mnie drgnęło, a to by znaczyło szczyt desperacji, która właśnie mi towarzyszyła. Wstałam. Wyszłam z pokoju. Udałam się do sypialni Toma. Drzwi były zamknięte. Zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam po chwili
Zebrałam się w garść. Otworzyłam drzwi. Stanęłam przy framudze.
- Mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytałam niepewnie
- Tak, a coś się stało?
- Tak, znaczy nie, znaczy... - sama już się w tej sytuacji pugubiłam - Za oknem jest burza i... - nie dokończyłam kiedy mi przerwał
- Dobrze.

PRZED CZYTANIEM WŁĄCZ PONIŻSZY LINK BY W PEŁNI ODDAĆ SIĘ ZAMIERZONEJ ATMOSFERZE!!

Leżałam na łóżku, twarzą skierowaną w stronę ściany, a plecami w kierunku 38-latka. Za oknami wciąż głośno grzmiało, a błyski były widoczne co kilkanaście sekund, były porównywalne z włączanym i wyłączanym światłem w pokoju. Przez ostatnich kilka godzin spędzonych samotnie w domu dużo przemyślałam. Płynnym ruchem odkręciłam się w stronę mężczyzny. Nie byłam do końca przekonana do tego co robię, ale dążyłam by to zrobić. Mężczyzna leżał na plecach z zamkniętymi oczami, prawą rękę miał włożoną pod głowę. Delikatnie i ostrożnie przysunęłam się do jego ciała. Głowę delikatnie położyłam na jego klatce, a lewą dłoń położyłam na wysokości jego żeber.
- Tom... śpisz? - zaczęłam niepewnie i cicho wymawiając słowa
- Hmm, a co się stało? - powoli otworzył prawe oko - To tylko burza...
- Chciałam Ci coś powiedzieć... - mój głos nadal drżał, był niepewny - Pamiętasz jak mówiłeś żebym nie podejmowała decyzji, których będę żałować?
Wells otworzył szeroko oczy i uniósł się do pozycji siedzącej, plecami opierając o ścianę. Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów, również usiadłam. Zwrócona byłam w stronę mężczyzny.
- Tak, pamiętam, a o co chodzi? - uniósł swoje ciemne brwi ku górze
- Bo tego nie żałuję. - przybliżyłam swoją twarz do jego - Przepraszam.
W jednej chwili moje wargi dotknęły jego warg. Ku mojemu zaskoczeniu 38-latek nie próbował się z obecnej sytuacji wycofać. Złożyłam na jego ustach delikatny, ale czuły pocałunek.
- Przepraszam, ale wiem, że miałeś, masz rację. - odsunęłam swoją twarz od twarzy Toma - Będąc z Grantem jestem bliżej Ciebie...
Odwróciłam się do niego plecami i ponownie próbowałam zasnąć. Próbowałam niezauważalnie się skulić, ale mi się nie udało. Po moich policzkach spłynęły łzy, zaczęłam cicho szlochać z nadzieją, że Tom nie usłyszy. W pokoju panowała niezręczna cisza, którą przerywały co chwilę słyszalne grzmoty.
- Clara... - nad uchem usłyszałam znajomy głos - Odwróć się, proszę.
Delikatnie przetarłam dłonią twarz ocierając przy tym spływające po policzkach strumyki słonych łez. Powoli podniosłam się ku górze i odkręciłam w stronę mężczyzny. Ciemnowłosy mężczyzna popatrzył mi w oczy. W jego spojrzeniu widziałam troskę i coś jeszcze, ale nie potrafiłam tego określić.
- Nie płacz, nic złego nie zrobiłaś. - dłonią przetarł mój policzek - Jeśli mam być szczery to... przez te lata nie zapomniałem co kiedyś nas łączyło...
Popatrzył mi w oczy, lewą dłoń położył na moim prawym policzku, a swoimi ustami delikatnie ucałował mnie w czółko.
- Nie jesteś dla mnie przypadkową osobą...
Kontynuując swoje zdanie na ostatnią sytuację patrzył mi w oczy, jego błękitne tęczówki miały w sobie lekki błysk.
- Myślisz, że naprawdę jestem obojętny i szczęśliwy widząc co robi Grant? Jak Cię traktuje? Myślisz, że mi to odpowiada? - jego głos był inny niż zazwyczaj, pierwszy raz tak do mnie się zwracał - Myślisz, że Twoje łzy sprawiają mi radość? - przesunął się bliżej mnie - Nie i nie musisz żałować tego co zrobiłaś, ani mieć wyrzutów jeśli choć w 1/3 czujesz do mnie to co ja do Ciebie.
Słuchając go miałam łzy w oczach, nigdy nie oczekiwałam, że usłyszę z jego ust takie słowa. Byłam zaskoczona, a jednocześnie szczęśliwa... W końcu dotarło do mnie, że tak naprawdę przez cały czas, przez cały okres kiedy jestem z Grantem to nie jego tak naprawdę kocham... Żyłam w błędzie, jednak myślałam, że kocham właśnie jego, tego nieśmiałego małolata, a okazało się, że nadal kocham jego ojca, że uczucie do niego jest silniejsze niż to, które mi towarzyszyło przy Grancie. Teraz wiedziałam i byłam pewna z kim chcę być mimo i wbrew wszystkiemu.
- Tom...
Przerwał mi i nie dokończyłam tego co chciałam powiedzieć.
- Nic nie mów.
Popatrzył mi w oczy, obiema dłońmi objął moją twarz i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- Tom... - oderwałam swoje wargi od jego - Kocham Cię... - cicho wyszeptałam
Jeszcze raz złożył czuły pocałunek na moich ustach i mocno mnie przytulił, wtuliłam swoją głowę w jego klatkę piersiową. Pierwszy (?) raz czułam się wyjątkowo bezpieczna, czułam się naprawdę kochana i potrzebna. Nie oczekiwałam już więcej, chciałam być tylko przy nim.



••••••••••••

Wiem, że połowa z was - jeśli nie większość - zabije (!) mnie za ten rozdział.
Jednak musi się coś dziać by wszystko szło na przód :D
Mimo tego co się zdarzyło, mam nadzieję i liczę, że będziecie tutaj wpadać i mnie wspierać! ♥
Pozdrawiam, dużo refleksji (jeśli popełniłam jakieś błędy to piszcie bez krępacji) i miłego czytania :*

środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział III

          *CLARA*
Obudził mnie dźwięk budzika, który stał na małej komodzie obok łóżka. Przetarłam oczy, rozciągnęłam ręce na boki, zerknęłam na wyświetlacz "niszczyciela" każdego poranka. Wstałam z łóżka, podszedłam do okna, jasnofioletową zasłonkę przeciągnęłam sprawnym ruchem ręki w lewą stronę. Do jasnego pokoju przez firankę wpadły promienie słońca. Stałam wpatrując się w otoczenie za oknem i rozmyślając. Odkręciłam głowę w stronę łóżka. Było puste. Grant znowu nie wrócił na noc do domu. Ciężko westchnęłam. Podszedłam do szafy. Wyciągnęłam z niej klasyczną czarną, obcisłą, do kolan spódnicę i białą koszulę. Do widocznego gołym okiem stroju wzięłam bieliznę. Udałam się do łazienki, która była umieszczona w pokoju po lewej obok sypialni. Zamknęłam się od środka. Odkręciłam gałkę by wanna napełniła się wodą. Ciuchy położyłam na suszarce. Zdjęłam z siebie swoją koszulę nocną w czarnym kolorze i kratce na wysokości biustu. Kiedy podszedłam do wanny zakręciłam lecącą wodę. Zabrałam jeszcze ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy do pielęgnacji ciała. Zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Głowę odchyliłam do tyłu, a powieki przymknęłam. W próbie rozluźnienia nie mogłam zapomnieć, że zaraz idę do pracy. Moja kąpiel i zabiegi, które wykonałam w między czasie przebiegły bardzo sprawnie i szybko. Cieszyłam się, że nie zacięłam nóg przy depilowaniu. Będąc już wykąpana wyszłam z wanny. Stanęłam na milutkim w dotyku dywaniku. Chwyciłam leżący obok ręcznik. Zaczęłam się wycierać, po czym ubierać świeże ciuchy. Będąc już gotowa posprzątałam mniej WIĘCEJ łazienkę i udałam się po schodach na dół do kuchni by zjeść śniadanie. Schodząc po drewnianych schodach cicho stawiałam paluszki na kolejnych schodkach by nie obudzić Toma. Jak się ostatecznie okazało wszystkie moje zabiegi by nie obudzić mężczyzny były nie potrzebne, bo wysoki brunet w garniturze siedział już przy stole i konsumował jedzenie.
- Granta nie ma?
Z moich ust wydobył się dźwięk, a Wells tylko odwrócił głowę.
- Kazał przygotować sobie wodę do kąpieli, bo on zaraz wróci i nie będzie miał na to czasu. - mężczyzna mówił to ze stoickim spokojem
- Hmm... Zbierasz się może do biura?
- Tak i nie zostawiam Ci brudu do sprzątania.
Amerykanin zaczął sie podnosić. Zębami nadal przegryzał ostatni kawałek swojego jedzenia, a prawą dłonią przystawiał do ust kubek z kawą i sączył ostatnie krople.
- Wiesz co, ja się zabiorę z Tobą.
- Nie jesz?
- Polecę do sklepu przy biurze i kupię jakąś sałtkę czy coś. - wzruszyłam ramionami - Mam jeszcze trochę papierkowej roboty, a chcę ją skończyć jak najszybciej.
- Nie chcesz rozmawiać z Grantem? - popatrzył na mnie wracając z kuchni - Dobra to zakładaj buty i możemy jechać.
- Właśnie z nim powinnam porozmawiać.
[...] W pracy poszło mi szybciej niż się spodziewałam. Udało mi się odrzucić wszystkie nie potrzebne myśli, smutki i zmartwienia. Tak, jakby ich w ogóle nie było. Postanowiłam sprawdzić telefon, nacisnęłam klawisz blokady i zauważyłam 6 (!) nie odebranych połączeń. Jak się okazało wszystkie były od Granta. Właśnie! O wilku mowa!
- Skarbie co się stało?! Czego nie odbierałaś?! - 21-latek mówił zaniepokojony
- Miałam dużo pracy, a telefon leżał wyciszony w biurku.- mówiłam z lekkim wyrzutem - A co się stało, że tyle razy dzwoniłeś?
- Mam dla Ciebie niespodziankę. O której kończysz? Przyjadę po Ciebie.
W głębi mnie pojawiła się nadzieja (znowu). Na ustach ukazał się szeroki uśmiech radości.
- Wiesz, myślę, że gdybym poszła do Twojego ojca i poprosiła to by nie mnie wcześniej wypuścił.
- Będę za pół godziny. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - po moich słowach chłopak puścił buziaka i się rozłączył
Odłożyłam smartfona na biurko, po czym skierowałam się do biura właściciela firmy. W obecnej chwili pałałam optymizmem jak i wątpliwościami. Będąc przy drzwiach nawet nie musiałam pukać, ponieważ Tom widząc jak idę w stronę jego "królestwa" gestem ręki zaprosił mnie do środka.
- Dokumentów nie przyniosłaś, zwolnienia również, sam Cię nie wołalem, więc chodzi o mojego syna.
Słysząc jego słowa byłam zszokowana. On naprawdę uważa, że wszystko wie. Stanęłam przy jego biurku. Już chciałam założyć rękę na rękę i mu się odgryźć, ale zrezygnowałam by nie mieć większych problemów.
- Mam prośbę, mogę wcze... - nie dokończyłam kiedy mi przerwał
- Dziś i tak już więcej od Ciebie nie wymagam, więc nie ma potrzeby byś zostawała do końca w biurze. - mówił zdejmując okulary i kierując wzrok na mnie
- Dziękuję. - delikatnie się uśmiechnęłam, obróciłam na pięcie i udałam do drzwi
- Clara. - głos Bossa zatrzymał mnie przy otwieranych przeze mnie drzwiach - Nie podejmuj decyzji, których będziesz później żałować.
Wypuściłam powietrze z organizmu i odwróciłam głowę w stronę 38-latka.
- Dziękuję za troskę. - odparłam sztucznie - Ale to ja będę potem żałować. Do zobaczenia w domu.
- Wrócę w nocy...
Pół godziny czekania na 21-letniego Amerykanina minęło szybciej niż przypuszczałam. Za wcześniejszym pozwoleniem szefa wyszłam z biura gdzie już czekał na mnie oparty o nowy samochód szatyn. Na jego widok na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Szybszym krokiem podszedłam do chłopaka, który truchtem zbliżył się do mojej osoby. Grant objął mnie w talii i namiętnie pocałował na przywitanie. Był uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Jak się podoba? - gestem ręki wskazał na czterokołowy pojazd
- To jest ten prezent? - przeczuwałam rozczarowanie, ale nie dałam tego po sobie poznać
- Tak, piękny prawda?
- Tak, jest cudowny. - udawałam zadowoloną odczuwając tylko i wyłącznie rozczarowanie postawą chłopaka - Jestem głodna, może pojedziemy coś zjeść?
- Tak, jasne. - młody Wells popatrzył mi w oczy - Wsiadaj, na co masz dziś ochotę.
Wpatrując mu się w źrenice zauważyła, że jego oczy są inne niż zazwyczaj. Jednak, znając jego liczbę przepracowanych godzin nie dziwiło mnie to. Zmęczenie daje po sobie znać.
- Clara, słyszysz? - Grant zaczął machać mi dłonią przed twarzą - Halo, tygrysek do Clary. - zaczął chichotać
- Tak, tak skarbie. - cmoknęłam go w usta - Dzisiaj owoce morza.
Ominęłam go i wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera.
[...] Siedziałam naprzeciwko wysokiego szatyna i wpatrywałam się w jego twarz, dodatkowo rozmyślając.
- Wybrałaś już?
Od rozmyślań oderwał mnie jego ciepły głos.
- Tak, tak. Oczywiście.
Uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili podszedł do nas kelner i zebrał zamówienie. W obecnej chwili byłam szczęśliwa, ale również i zaniepokojona Grantem i całą sytuacją z nim związaną. Postanowiłam jednak nie wchodzić z pytaniami w sferę poważnych tematów.
- Jak na Uniwersytecie? - zapytałam z zainteresowaniem
- Świetnie. Niedługo skończę projekt, wtedy tylko jeszcze zapytam ojca czy jest okay i przejdę do realizacji. - chłopak mówił z dużym entuzjazmem, był zachwycony swoją pracą - A wtedy już nawet nie będę musiał kończyć Studii, bo zdam z chwilą rozpoczęcia realizacji projektu. - Grant był strasznie podekscytowany
- Bardzo się cieszę. - popatrzyłam mu w oczy szeroko się uśmiechając - Skoro tak blisko wielkiego finału, to może byśmy się gdzieś wybrali na urlop? Ty skończysz projekt, mi Twój ojciec problemów z wolnym nie będzie robił. - spoglądałam na niego i próbowałam złapć z nim kontakt wzrokowy - I w końcu spędzilibyśmy więcej czasu razem. - na mojej twarzy pojawił się uśmiech
- Clara, przepraszam, ale po pozytywnym rozpatrzeniu projektu będę musiał nadzorować prace. - chwycił mnie delikatnie za leżącą na stoliku dłoń - Ale obiecuję, że wszystko nadrobimy. - chłopak uniósł się ku górze, pochylił nade mną i czule pocałował w usta - I zaczniemy wszystko planować. RAZEM. - szeroko się uśmiechnął ukazując swoje białe ząbki

          *GRANT*
W końcu kelner przyniósł nasze długo wyczekiwane zamówienie. Byłem w pełni rozluźniony, szczęśliwy z przebiegu projektu jak i związku z Clarą. Jednak mimo wszystko z Clarą chciałem dużo więcej. Widząc jej uśmiech, spojrzenie, którym mnie kokietuje naprawdę potrafiła podnieść mi ciśnienie. Była ideałem dziewczyny, piękna, zabawna, potrafiła zawsze zaspokoić moje potrzeby, wykształcona, opiekuńcza, rodzinna, w dodatku nawet mój ojciec ją lubi. Na żonę i matkę moich dzieci nadawała się perfekcyjnie. Nie wyobrażam sobie, że ktoś inny mógłby ją zastąpić. Jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.
- Może chcesz żebym Cię nakarmił? - wyszeptał - Jak kiedyś.
Na jej twarzy ponownie ukazał się ten słodki uśmiech, który tak bardzo kocham.
- Wiesz. - zagryzła dolną wargę - Wolę byś to zrobił wieczorem w domu. - puściła w moją stronę oczko
- Mrrr. - zamruczałem jak mały kotek - Prowokujesz.
Zacząłem konsumować danie, które kilka chwil temu przyniósł do stolika kelner.
Cały obiad minął nam w wyborowej atmosferze, a przynajmniej ja osobiście miałem takie odczucia względem swoich pozytywnych uczuć i względem zachowania Clary. Po mile spędzonym czasie w restauracji postanowiliśmy pojechać do Central Parku. Tak spędzany dzień we dwójkę był dla nas pierwszym od długiego czasu. Trzymając się za ręce spacerowaliśmy po ścieżkach w pobliżu Belvedere Castle, co chwilę obdarowywując się delikatnymi cmoknięciami w usta. Mój wzrok ciągle wodził między ścieżką i kierunkiem, w którym szliśmy a osobą Clary. Trzymając moją rękę i swoją głowę na moich ramieniu wydaje się taka bezbronna, niewinna. Jak mała dziewczynka u ojca na rękach, która próbuje zasnąć ze zmęczenia. Mimo mojego "nietuzinkowego" sylu życia w ostatnim czasie brakowało mi takich chwil spędzonych z 25-latką. Chwil, które są cenniejsze niż upojne noce z nią spędzone.
- Mówiłem Ci jak bardzo Cię kocham?
Gwałtownie się zatrzymałem i stanąłem przed dziewczyną. Chwyciłem ją za dłonie. Mój wzrok skierowałem w jej oczy.
- Tak, nie raz, choć w ostatnim czasie uważam, że za rzadko.
Wystawiła koniuszek języka
- Bo ja Cię naprawdę kocham. - mówiłem pełen powagi - Nawet jak jestem pijany. - zachichotałem pod nosem
- Wiem to. - patrzyła mi w oczy - Jesteś moim oczkiem w głowie. - delikatnie się uśmiechnęła
Lewą dłonią odgarnąłem jej włosy z twarzy. Swoje usta przybliżyłem do jej warg. Zacząłem ją delikatnie, czule, ale i zarazem namiętnie całować. Przymknąłem powieki. Obiema dłońmi objąłem jej delikatną twarzyczkę. Powiał chłodny wiatr. Powoli oderwałem swoje wargi od jej malinowo smakujących ust. Patrząc w jej oczy uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową w kierunku wyjścia z parku. W parku spacerowaliśmy około dwóch godzin, po czym wróciliśmy razem do domu gdzie zamierzaliśmy nie psuć miłej atmosfery, która panowała między nami. Podszedłem do szafki, z której wyjąłem dwa kieliszki wina i butelkę Jeroboam Chateau Mouton-Rothschild. Napełniłem kieliszki winem. Butelkę odstawiłem na szafkę, a szklane przemioty napełnione czerwonym alkoholem chwyciłem w dłonie i skierowałem się do Gomez. Podałem jej kieliszek i sam usiadłem obok niej na sofie. W kominku palił się ogień, a w telewizji leciał film. Objąłem ją swoją ręką i delikatnie pocałowałem w prawy policzek.
- Brakowało mi tego...
Usłyszałem jak dziewczyna mówi półszeptem.
- Wina i telewizji? - zapytałem żartobliwie
- Oj. - dziubnęła mnie w brzuch - Przecież wiesz o czym mówię.
- Clara, przecież jestem. - odstawiłem kieliszek na stolik, który stoi przed sofą - Mam dużo pracy, ale to tylko chwilowe.
Mocno ją przytuliłem, przymknąłem powieki i pocałowałem w główkę.
- Grant... - powoli się odsunęła i popatrzyła na mnie - Dziś jesteś, jest miło, a wręcz idealnie, tak jakbym chciała by było, a jutro Cię znowu nie będzie. Pojedziesz na Uniwerek, wieczorem zadzwonisz, że nie wrócisz, bo popełniłeś błąd w projekcie i ja znowu będę sama. - barwa głosu dziewczyny spoważniała - Przed wczoraj poprosiłeś mnie o rękę, ale ja nie chcę by nasze małżeństwo wyglądało tak jak dotychczasowy związek... że Ty się zjawiasz, a ja się godzę na spotkanie, bo wiem, że szybko taka okazja się nie powtórzy.
Słuchając jej wstałem z niedowierzaniem.
- Daje Ci wszystko, błyskotki, prezenty o których inna dziewczyna może pomarzyć, a Tobie jeszcze to nieodpowiada?! - mówiłem oburzony
- Właśnie dajesz mi "wszystko" - prezenty, błyskotki - tylko szkoda, że nie potrafisz mi dać swojego czasu. - jej oczy zrobiły się szkliste - Powiedz mi gdzie jest ten Grant, gdzie jest ten 19-latek, w którym się zakochałam? - wstała i popatrzyła na mnie ze łzami w oczach
- Nie ma! Nie ma i nie będzie! Nie wrócę do bycia chłopcem na posyłki! Zmieniłem się, bo taka jest kolej rzeczy. Ludzie się zmieniają!
Dziewczyna uderzyła mnie w bark tym samym usuwając mnie ze swojej drogi. Pobiegła na górę. Ruszyłem za nią. Zatrzymałem się przy schodach.
- To Ty wszystko psujesz! Jesteś sama sobie winna!
Wykrzyczałem na cały budynek, a do domu wszedł mój ojciec. Poaptrzyłem na niego z nienawiścią i wróciłem do salonu. Wyjąłem whisky i literatkę. Napełniłem szklankę do połowy i jednym haustem wypiłem alkohol.
- Możesz mi powiedzieć co Ty robisz?
- Nie powinno Cię to obchodzić! - powiedziałem uniesionym tonem chowając litaretkę i butelkę whisky - To moje życie i wolno mi robić wszystko na co mam ochotę.
- Nie wiem czy zapomniałeś, ale Clara to NIE Twoje życie, a TYLKO jego CZĘŚĆ! - ojciec zaczął mi tatkować - I jest KOBIETĄ!
- Dajcie mi wszyscy spokój! Ty, Clara, wszyscy! Jesteście siebie oboje warci! - wydarłem się, szturchnąłem go barkiem i poszedłem wściekły do wyjścia
- Zastanów się co robisz ze swoim życiem... - 38-latek powiedział tym razem już spokojnym głosem odwracając się za mną
- Nara! - uniosłem rękę - Starcze... - dodałem szeptem
[...] Jadąc już autem zadzwoniłem do Jensena, po sytuacji w domu musiałem odreagować, a to był jedyny sposób.
- Co jest? - usłyszałem w słuchawce telefonu
- Za pół godziny tam gdzie zawsze.
- 40/40?
- Tak. Cześć. 

----------------------------------------------------

"III" oddaję w wasze ręce i liczę na szczere opinie :D
Pozdrawiam (!), ciekawych refleksji po przetrawieniu "materiału" i życzę miłego czytania! :*

sobota, 7 maja 2016

Rozdział II

          *CLARA*
Słysząc deklarację chłopaka ciężko wypuściłam powietrze, które w nadmiarze zbierało się w moich płucach. Moją pierwszą myślą, która pojawiła się w mojej głowie było "Wszystko znów wraca do normy". Wiedziałam, że nie mogę już dłużej milczeć. Zebrałam się w sobie i próbując udawać obojętną wznowiłam wymianę zdań z młodym Amerykaninem.
- O której będziesz?
- Na kolację nie zdążę, może nawet nie będę wracał do domu tylko prześpię się na Uniwerku. - słowa wypowiadane przez szatyna przychodziły mu z dużą łatwością - Muszę kończyć. Kocham Cię. Odezwę się później.
Na koniec rozmowy puścił buziaka i się rozłączył, ja nawet nie zdążyłam odpowiedzieć. "Wszystko znów wraca do normy" pierwsza myśl i od raz strzał w dziesiątkę. Po szczęśliwej nocy moje odczucia ponownie zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Radość zmieniła się w smutek, obecność kochanej osoby w samotność, ciepła rozmowa w milczenie. Odłożyłam komórkę na szklany blat stołu zaraz obok pięcio centymetrowej na wysokość sterty dokumentów, które jeszcze dziś miały być uporządkowane o posegregowane zgodnie z datą i kolejnością alfabetyczną. dopóki pracowałam z myślą, że dzisiejszy wieczór i noc spędzę z Grantem praca szła mi płynnie i szybko, kartka po kartce lądowała w odpowiednim segregatorze w odpowiednim miejscu. Jednak z informacją, że z naszych wspólnych planów nic nie będzie straciłam ochotę i siłę do kontynuowania dalszej pracy. Mimo swoich nie chęci musiałam skończyć to co zaczęłam, bo w przeciwnym razie może to skutkować jeszcze gorszym końcem tego dnia. Siły straciłam nie tylko do pracy, ale i do rozmowy z ludźmi. W tym przypadku szybkimi krokami zbliżał się powrót do domu Toma. Po chwili bezsilności powróciłam do pracy... wiedziałam, że jeśli nie uporządkuję dokumentów czeka mnie reprymenda od szefa, a co za tym idzie ostra wymiana słów, a jednocześnie kłótnia, której dziś mi nie potrzeba do zepsucia tak wyśmienitego humoru, który jeszcze niedawno mi towarzyszył. W obecnej chwili czułam się beznadziejnie, jak osoba, która jest potrzebna do zabawy i czarnej roboty. By mieć na najbliższy czas święty spokój i odciąć się od świata wyłączyłam telefon. Papierkowa robota szła mi mozolnie, w czasie w którym niedawno uporządkowałam trzy kartki dokumentów teraz ledwo co uporządkowałam jedną. Z upływem szybko biegnącego czasu sterta niby stawała się mniejsza, ale mimo to i tak za duża jak na moje predyspozycje. W trakcie mijającego czasu myślałam nad pytaniem, które wczoraj zadał mi 21-letni Wells. Jak wczoraj mogłam mu powiedzieć "Tak" to dziś mocno rozważałam odpowiedź "Nie". W jakimś stopniu sama byłam sobie winna obecnej sytuacji. Widząc już od kilku miesiećy jego metamorfozę w jego przypadku na gorsze powinnam zakończyć ten związek, ale za każdym razem kiedy między mną a Grantem sytuacja się poprawiała przez głowę przechodziła mi myśl, że teraz będzie lepiej, że będzie tak jak dawniej. Nie wiedziałam z kim porozmawiać by usłyszeć odpowiedź, której moje wewnętrzne "JA" oczekuje. Porozmawiać z matką? Ona mi powie, że na lepszego nie trafię. Porozmawiać z Agnes? Powie, że zna Granta od podwórka, a teraz po prostu przechodzi kryzys wieku młodzieńczego. Tak naprawdę znałam odpowiedzieć każdej osoby, z którą mogłam o tym porozmawiać. Brakuje mi osoby w najbliższym otoczeniu, która by na to patrzyła z obojętnością.
- Jestem pierwszy czy Grant mnie ubiegł?
Słysząc głos dr Wells'a, który wrócił z biura doznałam jeszcze większego uczucia załamania, a dodatkowo jego powrót zakończył moje wszystkie rozważania nad propozycją jego syna.
- Granta nie ma i nie będzie, a ja nie skończyłam segregować dokumentów, więc jeśli chcesz mnie ochrzanić to sobie odpuść.
Wstałam od stołu i nie chcąc z nim dłużej rozmawiać skierowałam się czym prędzej w stronę schodów by potem znaleźć się w moim i młodego chłopaka sypialni. Kiedy mijałam 38-latka ten złapał mnie za nadgarstek, a moja głowa odwróciła się w jego stronę.
- Jestem Twoim szefem, więc nie podnoś na mnie głosu. - powiedział stanowczo - Ale tu nie chodzi o pracę, prawda?
- Za oknem pada gdybyś nie zauważył, a pogoda wpływa na nasze samopoczucie. - wyrwałam rękę z jego uścisku
- I ta pogoda ma na imię Grant? - bezczelnie się uśmiechnął
- Powiedz mi czego Ty ode mnie tak naprawdę chcesz. - zbliżyłam się do niego
- To lepiej Ty mi powiedz czego Ty oczekujesz od życia. - w jego zachowaniu widziałam bezczelność - Bo czasami uważam, że wcale go tak bardzo nie kochasz jak mówisz.
- To co powiedziałeś było chamskie i skończ wypowiadać się na temat moich uczuć względem Twojego syna!
- Nie, po prostu Ty nie potrafisz udawać i kłamać, a ja jestem nadzwyczaj spostrzegawczy.
- Zawsze taki byłeś! Zawsze uważałeś, że wiesz wszystko najlepiej! - mój głos nabrał głośniejszej i mocniejszej barwy - Zresztą, Ty nadal tak uważasz!
- Nie krzycz na mnie tylko po prostu powiedz co się dzieje pomiędzy wami. - Wells był jedną wielką oazą spokoju, dokumenty odłożył na bok i usiadł przy stole nie odwracając ode mnie swojego ciekawskiego wzroku - No siadaj i mów.
- Ty się słyszysz? - byłam zdenerwowana, a raczej zażenowana w jakiś sposób jego postawą - Powiedz co Ty chcesz ode mnie usłyszeć!
- Prawdę. - bezczelnie uśmiechnął się w moją stronę
- Prawdę? Tak?! To proszę. - podeszłam z grymasem złości do stołu przy którym siedział Tom - Jestem w ciąży z Twoim synem. Wczoraj Grant poprosił mnie o rękę. I po raz kolejny po nocy, w trakcie której uprawialiśmy seks oznajmił, że nie wraca na noc do domu! A wiesz czego idę z nim do łóżka po tym wszystkim co robi?! Bo mnie pociąga tak samo jak Ty kiedyś!
Kiedy to wszystko wydusiłam z siebie po moich policzkach poleciały łzy. Łzy, które były symbolem ulgi, ale i zarazem symbolem nienawiści do samej siebie za to, że o wszystkim mu powiedziałam, o tym wszystkim o czym powinien dowiedzieć się ostatni albo i w ogóle. Kiedy po chwili ponownie popatrzyłam mu w oczy zauważyłam obawę (?), szok, niedowierzanie. Pierwszy raz od kiedy go znam odebrało mu mowę, nigdy nie widziałam go w takim stanie, po raz pierwszy wygląda jak nie on.
- Grant jest życiowym głupcem - nie zaprzeczę, ale mam nadzieję, że mu nie odmówiłaś. - mówił to jakby takie rzeczy słyszał na codzień, jakby moje słowa nie wywarły na nim żadnego wrażenia, żadnych większych odczuć
- Nienawidzę Cię!
Wydarłam się na niego, a mój krzyk rozniósł się po całym domu. Moje serce z nerwów zaczęło szybciej bić, ciśnienie niewiarygodnie wzrosło. Kolejne chwili w towarzystwie Wells'a mogły mi tylko zaszkodzić. Z zaciśniętą pięścią wybiegłam z budynku, w którym się znajdowałam, po drodze do drzwi zabrałam ze sobą tylko żakiet. Na zewnątrz padał deszcz, jednak nie przejmowałam się tym. Mocno zaciągnęłam się świeżym powietrzem, a już po chwili w moich nozdrzach pojawił się miły zapach świeżego powietrza. Nie zważając na nic ani na nikogo kierowałam się szybszym krokiem w wybrane przez siebie miejsce. W trakcie drogi do upragnionego celu próbowałam dodzwonić się do Granta, ale bez skutecznie... za każdym razem słyszałam to samo zdanie "Nie mogę rozmawiać, zostaw wiadomość, odezwę się najszybciej jak mogę. Grant.". Na poczcie głosowej chłopaka zostawiłam około pięciu wiadomości i do tego dziesięć sms'ów z treścią, że go potrzebuję. Teraz kiedy go najbardziej potrzebowałam jego nie było, nie wiedziałam co mam zrobić. Samobójstwo? Dobre dla tchórzy, to tylko ucieczka od własnych problemów. Nie mogłam aż tak nisko upaść, nie mogłam pójść w ślady ojca... ale obawiałam się, że sobie nie poradzę, z Grantem, z ciążą... Na chodniku mijałam co rusz szczęśliwe pary, które w uścisku i radości kierowały się w obranym przez siebie kierunku. Zazdrościłam im szczęścia, które jest pomiędzy nimi, które im obecnie towarzyszy. Ja czułam takie szczęście jeszcze cztery miesiące temu, kiedy Grant był Grantem, a nie tylko wyglądał jak Grant... choć i do jego wyglądu miałabym zastrzeżenia. Teraz kiedy potrzebowałam obecności bliskiej osoby nikogo nie było... matka z partnerem na innym kontynencie, Agnes razem z Jacobem na urodzinach jego ojca, a Grant? Już nie wiem co sądzić o związku z nim. Może po ślubie by się zmienił, ale co mi po tym skoro przez kolejne miesiące przed ślubem czułabym się równie samotna co teraz... Kiedyś był typem grzecznego chłopca, który podpisywał się pod wszystkim co kazał mu ojciec. Właśnie chyba to było w nim takiego pociągającego... był inny niż każdy w jego wieku, liczył się ze zdaniem innym, skupiał się na studiach. A teraz? O wszystko ma pretensje, nie jest już tym samym grzecznym chłopcem. Nauka? Teraz żyje tą nauką dwadzieścia cztery godziny na dobę, świata po za nią nie widzi. Jego umiłowanie jemu sprawia radość, ale mi zadaje ból, cierpienie, łzy i samotność... Czasami wydaje mi się, że byłoby mi lepiej samej niż z nim... ale go kocham, a przynajmniej tak mi się zdaje...
[...] Nim się obejrzałam, a minęło trzydzieści kilka minut mojej podróży, złość i nienawiść do Toma trochę opadła, a deszcz przestał padać. Weszłam na teren Central Parku i już wolniejszym niż dotychczas krokiem szłam ścieżką w kierunku jeziora, obok którego stały ławeczki, na których można było usiąść i pomyśleć nad pracą, uczcuciami i sensem naszego życia. Było to moje ulubione miejsce w tym mieście, jedyne, które potrafiło ukoić wszystkie moje negatywne i niepotrzebne odczucia, emocje i wrażenia. Na całym terenie panowała zieleń, która działa uspokajająco na każdego, szum wody dawał efekt relaksu i ukojenia, a śpiew ptaków działał jak zielona herbata. Usiadłam na ławeczce, plecami oparłam się o brązowe, drewniane oparcie, lewą stopę oplątałam prawą, a dłonie splotłam. Lekko je rozchylając przy nadgarstkach by pomiędzy nimi zrobiła się szczelina otarłam twarz. Patrzyłam na chwiejącą się wodę i uważnie wsłuchiwałam się w odgłosy otaczającej mnie przyrody. Sprawdziłam telefon, w którym nie znalazłam żadnych powiadomień. Głowę odchyliłam do tyłu, a powieki przymknęłam. Moje ciało dostąpiło oczyszczenia ze wszystkich złych i negatywnych przeżyć, które mi towarzyszły przez ostatnie godziny. Chwilę później poczułam jak ktoś obok mnie siada, był to mężczyzna, kobiety wykonują tą czynność spokojniej, choć ku mojemu zdziwieniu nieznajomy - a przynajmniej tak mi się wydawało - usiadł bardzo ostrożnie jak na osobnika płci męskiej.
- Już, lepiej Ci?
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Będziemy tak odpowiadać pytaniem na pytanie?
- Nie powinno Cię tu być.
- Może nie jest jak kiedyś, ale wtedy powiedziałem Ci coś ważnego i mam nadzieję, że pamiętasz tamte słowa.
- Przeszłość to wspomnienia, a ja żyję teraźniejszością.
- Tyczyły się przyszłości, więc i chwili obecnej.
- Zostały wypowiedziane kiedyś, a ja nie zwracam uwagi na słowa, które padły w odległych czasach.
- Wiesz, że nie wygrasz.
- Próbować zawsze mogę.
- Tak samo jak i ryzykować.
- Coś sugerujesz?
- Nie, tylko upewnij się co do kogo czujesz...
- Już wiem skąd wiedziałeś, że tu będę.
- Hah. - cicho zaśmiał się pod nosem
- Bo jesteś jedyną osobą, która kiedykolwiek tu ze mną była... - otworzyłam oczy i zerknęłam na niego, po czym szybko wróciłam do poprzedniej pozycji - Więc czuj się wyróżniony.
Mężczyzna wstał.
- Wstań. - powiedział spokojnie, ale głośniej niż dotychczas
- Po co? - otoworzyłam oczy, spojrzałam w górę i spotkałam się ze spojrzeniem jego błękitnych oczy
- Za dużo pytasz. Wstań.
Po chwili zawachania względem rozkazu (?) Amerykanina podniosłam swoje ciężkie ciało do góry i stałam wprost bruneta. Po chwili wydarzyło się coś czego nigdy, a przynajmniej obecnie bym się po nim nie spodziewała. Moje ciało przylegało i w opiekuńczy uścisku do jego klatki piersiowej. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się dziwnie bezpieczna, to uczucie, które towarzyszyło mi podczas tego momentu było dziwne, nie wiedziałem jak je nazwać.
- Decyzja należy do Ciebie, ale zawsze będę Cię wspierał.
Jego słowa, które wypadały z jego ust były wypowiadane z troską. Błękitnooki brunet swoją prawą dłonią delikatnie masował moją górną część pleców, a swoją lewą dłoń położył z tyłu mojej głowy. Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu swoimi wargami złożył delikatny pocałunek na moim czole.
- A teraz wracajmy.
Po tych słowach odsunął się od mojego ciała i z delikatnym uśmiechem popatrzył mi prosto w oczy. Jego zalecenie skwitowałam jedynie kiwnięciem głową. W czasie drogi do auta, a następnie w trakcie jazdy do domu próbowałam w jakiś sposób wytłumaczyć sobie to co się wydarzyło w parku. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić. W tym momencie byłam jeszcze bardziej zabłąkana myślami i rozważaniami niż wcześniej.

          *GRANT*
"Kocham wolność", a raczej "Coraz bardziej kocham wolność" to stwierdzenie coraz bardziej do mnie pasowało. Przestałem się wszystkim ze wszystkiego tłumaczyć i usprawiedliwiać decyzje, które podejmuję, bo w końcu... nikt za mnie mojego życia nie przeżyje, a ja sam nie zamierzam niczego sobie odmawiać i żyć pełną parą. Nie muszę się nawet wysilacz by mieć pewność, że w przyszłości będę zarządzał firmą ojca, bo, że to się stanie wiem odkąd skończyłem 18 lat. Moje życie to jedna wielka bajka, o której inni mogą tylko marzyć, a w bajkach zawsze jest happy end, a to się równa, że i o swój happy end nie muszę się martwić. Po chwili odpoczynku wstałem z krzesła i podszedłem do tablicy, w dłoń jeszcze chwyciłem czarny marker i będąc już przy tablicy zacząłem kontynuować swoje obliczenia, które miały pomóc w udoskonaleniu prac mojego ojca.
- Co znowu?
- Masz? - w słuchawce było słychać zniecierpliwionego człowieka
- Spokojnie, na wieczór będzie wszystko załatwione. - rozmawiając przez telefon dalej pisałem obliczenia, a niektóre poprawiałem widząc własne błędy - Jakiś czas temu to ja polegałem na Tobie, teraz to Ty polegasz na mnie. Widzisz jakie życie potrafi być przerotne. - każde swoje słowo mówiłem będąc zadowolonym z siebie samego. - A teraz daj mi pracować. - powiedziałem mocniejszym tonem i się rozłączyłem
Skupiając się na swojej pracy próbowałem nie zerkać co chwilę na zegarek. Od niedawna w swoim życiu polubiłem czas kiedy jest ciepło i zwykli ludzie idą spać. Wtedy, to wtedy tak naprawdę zaczyna się życie. Mogę być tylko wdzięczny, że w końcu to zrozumiałem, bo kiedyś byłoby za późno na to wszystko co najlepsze w naszym pięknym i jak na razie młodym życiu. W końcu podszedłem do biurka, dłonie położyłem na drewnianym blacie obok kilku kartek z wzorami i obliczeniami. Głowę schyliłem do dołu, a powieki delikatnie przymknąłem, nozdrzami wciągnąłem większą niż zazwyczaj ilość powietrza, a następnie już ustami powtórzyłem tą czynność. Czasami to "zwykłe" życie mnie już męczyło, w pewnych momentach chciałbym zatrzymać czas by dana chwila trwała i trwała i nigdy się nie kończyła, ale teraz... ale teraz chciałbym przyśpieszyć żeby te kilka najbliższych godzin minęło jak jedna minuta. Cudną ciszę, która panowała w moim "biurze" w jednej chwili rozwiał nieproszony gość, który zakłócił moją próbę większej koncentracji nad obecną pracą.
- Siema stary!
Głośniejszym tonem powiedział mężczyzna, który klaszcząc w ręce wszedł do pomieszczenia, w którym się znajduję.
- Greg... czego chcesz?
- Przyszedłem uratować Cię od tych męczarni. - przerzucił kartkami leżącymi na biurku - A widzę, że jest ich o kilkadziesiąt za dużo.
Chwyciłem jego nadgarstek, a mój zwrok, który skierowałem w jego oczy nie pokazywał radości.
- Nigdy więcej nie dotykaj moich rzeczy! - powiedziałem ze złością, a po chwili puściłem rękę 23-latka
Szatyn dla rozluźnienia mięśni postrząsnął nadgarstkiem.
- Ojca, Clarę, możesz oszukiwać, ale mnie (?) nie uda Ci się.
- Chcesz się czymś podzielić ze mną? - odłożyłem marker na bok
- Powiedziałeś ojcu co robisz? - w głosie mężczyzny słychać arogancję
- Nie muszę i NIE zamierzam mu się spowiadać.
- Ah tak, zapomniałbym, wizerunek idealnego synka byłby naruszony.
Zbliżyłem się do niższego od siebie rówieśnika i złapałem go za koszulkę.
- Nigdy więcej się tak do mnie nie odzywaj! Nigdy! - byłem bliski wybuchu agresji
- To może rzuć to gówno i jedźmy tam gdzie nasze PRAWDZIWE miejsce. - złapał mnie za nadgarstek i odepchnął od siebie - A, i nie pomiataj mną, bo tatuś się o wszystkim dowie. - zaśmiał się pod nosem - A tego byś nie chciał, prawda? - popatrzył mi w oczy
Wziąłem wdech i głośno wypuściłem zebrane wewnątrz siebie powietrze, a spojrzenie chwilowo przeniosłem z podłogi na mężczyznę stojącego naprzeciwko mnie. Początkowo nie wiedziałem co myśleć, ale po chwili zawahania już byłem pewny co powinienem zrobić.
- Masz rację, nie powinno mnie tu być, nie tu jest moje miejsce.
- No, w końcu zacząłeś myśleć.
Chwyciłem kurtkę leżącą na krześle i razem z 23-latkiem udaliśmy się do wyjścia, a następnie po schodach skierowaliśmy się do drzwi.
- Ścigamy się? - zerknąłem na szatyna stojącego obok mnie
- Przegrany oddaje swoją nocną nagrodę.
- Przykro mi, że Ty nim będziesz. - uśmiechnąłem się pod nosem - Od pierwszych świateł do końca trasy.
Rozeszliśmy się do swoich aut. Początkowo pozornie wolno obaj jechaliśmy w kierunek świateł. Szanse okazały być się wyrównane, bo obaj mieliśmy aktualnie czerwone. Z każdą upływającą sekundą nasze silniki "warczały" coraz głośniej, ostatnie spojrzenie na "rywala" i jazda. Pedał gazu wraz zielonym światłem został wdepnięty do końca. Mimo, że obaj stwarzaliśmy zagrożenie dla jeżdżących obok pojazdów, nam sprawiało to frajdę, jak małym dzieciom przejażdżka w parku zabaw na kolejce górskiej. W pewnym momencie zamiast jechać wciąż tuż obok Grega prosto ja odbiłem w prawo, a wtedy byłem już pewnym zwycięstwa. A w mojej głowie zawitały myśli zwycięzcy "Znów przegrałeś Greg". Kiedy chciałem już skręcać w lewo i wyjeżdzać z wąskiej uliczki na główną drogę przed moimi oczami ukazał się jakiś menel. Jednak będąc tak blisko końca trasy nie mogłam nacisnąć hamulca. Zacząłęm trąbić z nadzieją, że pijaczyna ucieknie w bok, ale chyba był też głuchy, bo z drogi zszedł mi w ostatnim z możliwych momentów. Wyjechałem na główną, a wjazd na parking podziemny był już tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki. Zaciągając hamulec ręczny odbiłem w prawo, a następnie dodając gazu pojechałem do końca parkingu, a następnie zaciągając ręczny nawróciłem. Zgasiłem silnik, wysiadłem, stanąłem przed samochodem, oparłem się o jego maskę, a następnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wzrok uniosłem ku wjazdowi, a tam pojawił się czarny Ford Mustang Shelby GT500 Exterior należący do McCartney'a. Widząc jego minę zza szyby wywnioskowałem, że szczęśliwy nie jest.
- I kto po raz kolejny wygrał? - zacząłem kiedy wysiadł - Nigdy ze mną wygrasz, a wiesz czego? Bo nawet jeśli znajdziesz moje skróty to ja użyję kolejnych. - patrzę na niego - Bo wiesz, Nowy Jork znam jak własną kieszeń, to miasto nie ma przede mną tajemnic. - z mojej twarzy nie schodził uśmiech zwycięzcy - Dzisiaj nagrody nie będziesz mieć, chyba... chyba, że... oddasz mi auto. - Co?! - wściekły stanął przede mną - Chyba Cię Wells pojebało! Mam to auto od tygodnia.
- Skoro wolisz auto, to okay. Ja przeżyję, ale Ty? Ah, Twój wyraz twarzy w nocy będzie bezcenny. - zacząłem się śmiać
Wiedziałem, że mimo wszystko to co może czekać go w nocy będzie ważniejsze od auta, a dla mnie? Dla mnie był to łatwy sposób zdobycia nowej bryki za free. Wiedząc, że za moment zdecyduje się oddać mi kluczyki do auta wyciągnąłem swoją dłoń do przodu, a po paru sekundach z żalem 23-latek położył na mojej otwartej dłoni kluczyki do nowiutkiego Mustanga.
- Dobry chłopiec, dobry, a teraz na górę. Pora się rozerwać, a no i spokojnie, do domu Cię odwiozę.
Kluczyki od nowego nabytku schowałem do kieszeni i wraz z Amerykaninem udaliśmy się na górę gdzie zaczyna się prawdziwe życie.


----------------------------------------------------

Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni nowym rozdziałem :)
Mam również nadzieję, że z uśmiechem go przyjmiecie oraz, że historia Granta (i jego bliskich) was jeszcze bardziej zaciekawi :D
Miłego czytania, ciekawych refleksji po przeczytaniu i oczywiście pozdrawiam :*

piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział I

          *GRANT*
- Szybciej, bo się w końcu spóźnimy!
Mówiłem pospiesznie i cały czas drżąc z nerwów stałem w przedpokoju oczekując natychmiastowego przyjścia na dół wysokiej brunetki. Moje modlitwy zostały wysłuchane po kolejnych kilkudziesięciu sekundach. Nigdy nie rozumiałem i nigdy nie zrozumiem jak można spędzać przed każdym wyjściem godzinę na szukanie odpowiednich ciuchów, a kolejną godzinę spędzić przed lustrem malując się i poprawiając włosy. Faktycznie dziewczyny upiększają nasze życie, ale trzeba pamiętać, że jest to równie duża strata czasu. W końcu spędzając godzinę z dziewczyną na zakupach mógłbym spędzić godzinę w klubie z kolegami. Po schodach zeszła ubrana w długą fioletową bez ramiączek z ostrym wcięciem na wysokości uda sukience. Od wysokości żeber z lewej strony do przeciwnego ramienia przepasało jej ciało pomiędzy piersiami ozdobne, szerokie, srebrne ramiączko. Na jej stopach błyszczą srebrne szpilki z powbijanymi diamencikami. W swoich delikatnych dłoniach trzyma małą, srebrną torebeczkę w kształcie serduszka wysadzoną diamentami na cienkim łańcuszku. Włosy dojrzałej dziewczyny są równomiernie rozłożone na boki, a od ramion za piersi zakręcone. Na palcu 25-letniej Amerykanki widnieje pierścionek z białego złota z brylantami i ametystem. Z uszu Gomez zwisają srebrne kolczyki w kształcie płatków śniegu, a na krańcach płatków wysadzone malutkimi brylancikami.
- I jak? - w jej oczach widać radość
- Pięknie jak zawsze, a teraz chodźmy. - otworzyłem drzwi i ruchem ręki poprosiłem by szła pierwsza
- Przynajmniej Twój ojciec potrafi to docenić.
Na koniec jej wypowiedzi usłyszałem wyposzczone z płuc powietrze i widziałem jak udaje się do auta, które już czekało przed domem.
- Dobra, mój ojciec będzie Ci prawił komplementy, a ja za to będę Cię kochał nad życie skarbeńku.
Kiedy doszedłem do samochodu otworzyłem drzwi pasażera by mogła bezproblemowo wsiąść, po czym zamknąłem drzwi z jej strony i sam wsiadłem na miejsce kierowcy. Byłem lekko poirytowany jej pytaniem o to jak wygląda, wygląda tak jak zawsze - pięknie.

          *CLARA*
Grant niby wygląda jak zawsze, ale od pewnego czasu stał się jakby bardziej oschły w moim kierunku. Nie prawi mi tylu komplementów co kiedyś, spędzamy ze sobą mniej czasu, bo on ciągle przesiaduje na uczelni, a wolne chwile spędza w pokoju ze swoimi "zabawkami", tablicami z obliczeniami itd. Widzę się z nim rano przy śniadaniu i wieczorem podczas kolacji i to nie zawsze. Więcej wspólnego czasu spędzamy podczas wyjść publicznych takich jak dziś. Kiedy już dojechaliśmy do S.T.A.R. Labs. gdzie odbywa się publiczna prezentacja nowego projektu dr Wells'a, wysiadłam z pojazdu, a chwilę później trzymajać za dłoń Granta, który był ubrany w czarne spodnie w kant, czarne zaostrzone na czubku pantofle, białą koszulę, jasny fioletowy krawat i czarną, lekko połyskującą pod słońce marynarkę weszliśmy do środka kilkudziesięcio metrowego wieżowca. Na samym początku przyjęcia powitała nas asystentka Toma.
- Chodźmy bliżej. - z nadzieją w podświadomości zaproponowałam
- Przecież tu też będziesz słyszeć, w końcu będzie mówił do mikrofonu. - jego słowa były wypowiadane z zauważalną niechęcią
- A potem znów będziesz miał rzuty, że Twój ojciec się czepia, że nie stałeś bliżej. Chodź.
Złapałam go mocniej za dłoń i pociągnęłam w kierunku sceny, która stała przy oszklonej ścianie. Kiedy podeszłam razem z młodym Wells'em do pierwszego rzędu stanęliśmy centralnie naprzeciw mównicy, za którą chwilę później pojawił się dr Tom Wells. Stojąc na wyprostowanych nogach i trzymając w dłoniach torebkę z uwagą słuchałam przemówienia "teścia'. Zerkając kątem oka na 21-letniego chłopaka w wyrazie jego twarzy widzę skupienie, a dla odrobiny rozluźnienia obejmuje mnie w talii. Mój lewy kącik ust co rusz unosił się ku górze. Jestem szęśliwa, że mogę spędzić pierwszy raz od dłuższego czsu z Grantem kilka godzin i przy tym fajnie się bawić. Mimo obecności ludzi wydawać mogłoby się poważnych na tego typu przyjęciach, atmosfera zawsze była luźna, nigdy nie ma udawania sztywności i powagi jaka może mimo wszystko towarzyszyć takim okazjom. Po zwięzłym, ale dobitnym i na temat przemówieniu oraz podziękowaniu dla wszystkich zgromadzonych Wells zszedł ze sceny i podszedł do mnie i Granta z uśmiechem.
- Już myślałem, że was nie będzie. - z nutką smutku mówił 38-letatek
- Bo Clara musiała się tyle stroić.
Kiedy Grant oskarżał mnie o późniejsze przybycie, ja jedynie z niewinnym uśmiechem skierowałam swój wzrok w oczy Toma.
- Ale za to pięknie wygląda, najlepiej ze wszystkich tu zebranych dam.
Słysząc komplement z ust ojca mojego chłopaka moje policzki przybrały lekko różową barwę, a moje ciało przeszyło miłe ciepło.
- Widzisz, mówiłem. Mój tatuś prawi Ci komplementy, a ja Cię kocham i wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
- Ty to powinieneś robić... - wymamrotałam cicho pod nosem
- Mówiłaś coś? - Grant nie słysząc poprosił bym powtórzyła
- Przynieś nam po szampanie. - wzrok skierowałam na chłopaka, a usta ku górze
- Jasne. - chłopak delikatnie mnie pocałował w policzek, po czym udał się do barku z alkoholem
- Dziękuję Tom. - uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy - Ty też świetnie wyglądasz. - mówiłam to lekko się uśmiechając
38-latek jest tradycyjnie ubrany w czarny garnitur, białą koszulę, czarne pantofle, jedynie nie założył krawata, a jego marynarka zapięta jest na środkowy guzik.
- Przepraszam, że pytam, ale jeśli mogę wiedzieć. Co miał na myśli Grant mówiąc, że wszyscy są szczęśliwi? - w spojrzeniu Wells'a dostrzegam zainteresowanie
- W domu stwierdził, że to Ty jesteś od prawienia mi komplementów, a on od tego by mnie kochać... Sam od dłuższego czasu widzisz... zresztą... Dziś świetujemy Twój sukces, więc mamy i zamierzamy się bawić, a nie rozmawiać o sprawach rodzinnych.
Nie chcąc psuć humoru Tomowi z udawanym uśmiechem - po pierwszych dwóch zdaniach - patrzyłam mu w oczy i przy okazji delikatnie potarłam dłonią o jego górną część ręki.
- Wrócimy do tej rozmowy. - dr Wells zapewnił swoją pewnością w głosie

          *GRANT*
Kiedy widzę jak oni się dogadują to czasami... czasami czuję... czuję po prostu zazdrość. Mam wtedy niepochamowaną chęć zrobienia krzywdy własnemu ojcu... Ojcu, którego kocham i za którego oddał bym życie. Jednak po chwili ta nienawiść znika, bo uświadamiam sobie, że mój ojciec akceptuje Clarę, wybrankę mojego serca. Jeszcze chwilę stałem przy barku patrząc to na ojca to na Clarę aż w końcu moje nerwy przeszły, a ja chwyciłem kieliszki z szampanem i ostrożnie je nosząc wróciłem do ojca i Gomez.
- Chciałem Ci tato pogratulować wystąpienia. Było genialne, sam bym tego lepiej nie zrobił.
Z uśmiechem na twarzy lekko przytuliłem ojca przy czym jeszcze delikatnie poklepałem go po plecach.
- Kiedyś to Ty zajmiesz moje miejsce. - zapewnił mnie, zanurzając po chwili swoje wargi w napoju musującym
- Oby jak najpóźniej. - pogroziłem żartobliwie - A teraz przepraszam tato, ale chciałbym zatańczyć ze swoją piękną i wyjątkową dziewczyną.
Z uśmiechem, a przy okazji ukazując swoje śnieżnobiałe ząbki popatrzyłam 25-latce w oczy, a kilka sekund później delektowałem się słodkością jej ust. Po pocałunku razem z Clarą skierowaliśmy się na parkiet. Tańcząc z Gomez czułem jakby czyjeś dłonie dotykały moich ramion, ale to nie były dłonie Clary. Po chwili strachu, który mi towarzyszył przez pewien czas otrząsnąłem się i uświadomiłem, że to wynik za dużej ilości alkoholu w moim organiźmie. Jednak... jednak to co za chwilę zrobię, robię w pełni świadomie i wiem jakie mogą mnie czekać kosekwencje tego czynu.
- Clara. - zacząłem ostrożnie - Jesteś wyjątkową dziewczyną w moim życiu, cholernie Cię kocham i... i chałbym żebyś została moją żoną. Clara... wyjdziesz za mnie? - prosząc ją o rękę cały się trząsłem, a ona chyba to wyczuła
Przez najbliższe sekundy dziewczyna stojąc naprzeciwko mnie, trzymając mnie za barki, patrząc mi w oczy milczała. W tym momencie w mojej głowie pojawiło się milion myśli "Nie kocha mnie?", "Czyli jednak nie...". Kiedy te pierwsze znikały, pojawiały się kolejne, które były coraz gorsze... w pewnym momencie myślałem, że ma innego, że mnie zdradza, że zaraz mi to powie.
- Czyli nie? - zapytałem wpuszczając do organizmu wielki haust powietrza - Rozumiem...
Byłem rozczarowany, moje serce jakby się w jednej chwili zatrzymało, drugi raz w życiu poczułem się bezsilnie, bezradnie... a w głowie jedna myśl "Znowu nic nie mogę zrobić", brak jakiejkolwiek możliwości zmiany decyzji dziewczyny sprawiły, że po moim policzku spłynęła mała łza. Łza smutku, rozpaczy, żalu, rozczarowania, zawodu, cierpienia, bólu, nieszczęścia...
- Nie... Grant po prostu, zaskoczyłeś mnie tym pytaniem.
Dziewczyna wytarła mój policzek swoją gładką dłonią, czując ciepło jej ciała na swojej twarzy poczułem, że jednak powie "Tak", że ta cała sytuacja zakończy się happy endem, w moim sercu zaczął tlić się żar nadziei i jak najszybciej chciałem usłyszeć oficjalną odpowiedź dziewczyny.
- Grant... Kocham Cię i chcę być z Tobą, ale...
Brunetka pociągnęła mnie za dłoń i szybszym niż zwykle tempem wyszliśmy przed budynek.
- Przejdziemy się.
Oznajmiła i trzymając mnie za rękę, ale idąc wolnym krokiem, jak podczas spaceru kierowaliśmy się w zachodnią stronę miasta.
- Grant, kocham Cię, ale uważam, że... wiem, może nie jestem na tyle dojrzała emocjonalnie co Ty, choć jesteś młodszy, ale... Mam do Ciebie prośbę, chcę Cię prosić byś dał mi czas, byś dał mi kilka dni na podjęcie decyzji. - popatrzyła na mnie, a w jej oczach widziałem kręcące się łezki - Nawet jeśli po upływie tych kilku dni powiem "Nie" to moja odpowiedź nie będzie oznaczała, że to koniec. Kocham Cię i ta odpowiedź będzie znaczyła tyle, że na obecną chwilę nie jestem gotowa na ślub. Ty masz studia, ja jeszcze mam papierkową robotę w firmie Twojego ojca. Może to zabrzmi źle, ale nie uważasz, że jesteśmy za młodzi na ślub? Że to jeszcze za wcześnie?
Gomez się zatrzymała, wyglądała na zaskoczoną, ale zarazem zagubioną w całej tej sytuacji, w której oboje się znaleźliśmy. Mimo, że faktycznie w ostatnich miesiącach mniej czasu ze sobą spędzaliśmy to nie chciałem jej tracić, bo jest moim całym światem, sensem życia, postacią dla której i dzięki której budzę się każdego ranka. Ruchem głowy poprosiłem byśmy wracali, uścisnąłem jej dłoń odrobinę mocniej niż robiłem to zazwyczaj.
- Gdybym powiedział "Nie" to... to byłbym w tym momencie debilem i popełnił bym największy błąd życia. Może i okres dojrzewania przeszedłem tylko pod okiem ojca, ale wrażliwość matki posiadam i wiem, że dla was - dziewczyn, to jest bardzo ważna życiowa decyzja i jest wam trudniej ją podjąć niż nam - facetom zapytać was o rękę.
W pewnym momencie wystraszyłem się sam siebie, nigdy tak z nikim nie rozmawiałem, nigdy nie sądziłem, że takie słowa mogą mi przyjść z taką łatwością do powiedzenia. W obecnej chwili czułem radość w sercu, szczęście, które tak naprawdę trudno opisać, ale jeśli ktoś kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji wie co teraz czuję.
- Dam Ci tyle czasu ile będziesz chciała. Kocham Cię i nie pozwolę sobie na jakąś głupotę przez którą mógłbym Cię stracić. Nawet jeśli miałbym do końca swoich dni żyć z Tobą na kocią łapę to wolę tak niż bez Ciebie.
Byliśmy już przed wieżowcem, w którym odbywało się przyjęcie ojca. Zatrzymaliśmy się około 25-30 metrów od wejścia, staliśmy skierowani ku sobie, nasze spojrzenia spotkały się i nie chciały od siebie odrywać.
- Kocham Cię i jesteś dla mnie najważniejszy. Nic lepszego mnie w życiu nie spotkało.
- Pamiętaj, jestem zawsze przy Tobie i dla Ciebie.
Twarz dziewczyny otuliłem swoimi męskimi dłońmi i powoli przysunąłem swoje usta do jej warg, przymknąłem oczy i zanurzyłem się w pocałunku ust z ukochaną. Nigdy przedtem tak jej nie całowałem, ten pocałunek był szczególny, miał w sobie coś specjalnego. Choć nie usłyszałem "Tak" to czułem się najszczęśliwszym mężczyzną na kuli ziemskiej. Po kilkudziesięciu sekundach oderwałem się od słodkich i delikatnych warg stojącej naprzeciw mnie Amerykanki. Kiedy zerknąłem w kierunku wejścia do budynku ujrzałem patrzącego na nas ojca, który po chwili uniósł kąciki ust do góry, a chwilę później wszedł do środka, a ja straciłem go z pola widzenia. Z radością w głębi siebie samego wszedłem z Clarą do środka, w obecnej chwili nawet nie miałem ochoty na alkohol, pragnąłem być przy ukochanej i nie chciałem się z nią nikim dzielić. Gdzieś w oddali sali ujrzałem Jacoba z dziewczyną, wyszeptałem 25-latce na ucho i podeszliśmy do znajomych. Ciepło się przywitaliśmy, a po oczach kumpla widziałem, że dziś sobie nie popił, w jego spojrzeniu nie było tej szczypty większej adrenaliny, która mu towarzyszy po większej ilości alkoholu w organiźmie. Razem w czwórkę zaczęliśmy prowadzić żywą dyskusję na temat tego, kto więcej osiągnie, oczywiście wszyscy pominęliśmy fakt, że tak naprawdę każde z nas zajmuje się czym innym i nie ważne ile byśmy osiągnęli w swoim fachu to będzie to nie lada wyczyn w danym zawodzie.

          *CLARA*
- Mogę prosić? - nagle usłyszałam znajomy mi głos
- Tak, oczywiście.
Moment później byłam już na parkiecie z głównym bohaterem dzisiejszego przyjęcia. Słysząc momentalnie wolniejsze tempo w jakim grała muzyka, zaśmiałam się w podświadomości i przyjęłam pozycję do tańca.
- Mamy pecha co do muzyki. - z uśmiechem wypowiedział swoje słowa
- Chcesz powiedzieć, że mam sobie iść? - uniosłam brwi ku górze nie uciekając wzrokiem od jego spojrzenia
- Nie to chciałem powiedzieć. - zakłopotany zaczął się tłumaczyć - Ale widzę, że z Grantem lepiej. - szybko zmienił temat
- Hah. - cicho zachichotałam pod nosem - Chyba objawienia dostąpił przez ostatnią godzinę.
Po moich słowach oboje się zaśmialiśmy, a mi się przypomniały momenty z przyjęć Wells'a zanim poznałam Granta.
- To już nie muszę się martwić? - zapytał z ciekawością w głosie i uniósł swoje brwi do góry
- Martwić?
Słysząc jego pytanie byłam zaskoczona, bo kiedy dowiedział się, że jestem z Grantem nie wyglądał na zadowolonego, przeszkadzało mu, że  jestem starsza od jego syna, ale z upływem czasu chyba zaakceptował mój związek z Grantem albo przynajmniej świetnie grał zadowolonego z całej sytuacji. Jednak w tym momencie mnie zdziwił, zszokował, zaskoczył... ale tym samym wywarł na mnie dobre wrażenie? Nie wiem, może zrozumiał, że w miłości nie ma miejsca na różnicę wieku.
- Jestem jego ojcem, więc to chyba normalne, że się martwię o własnego syna. - delikatnie uniósł kąciki ust w geście uśmiechu
- Nie odbierz tego źle, ale zawsze uważałam, że bardziej się martwisz o pracowników niż o własnego syna. - nasza rozmowa nabrała poważnego charakteru
- A może po prostu potrafię dobrze grać? - popatrzył mi prosto w oczy - Pracownik w każdej chwili może odejść, a Grant czy chce czy nie chce zawsze będzie moim synem.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Prolog

Grant Wells 21-letni syn dr Toma Wells'a, właściciela S.T.A.R. Labs. Jest jedynakiem, a od 8 lat wychowuje się pod okiem ojca. Jego matka zginęła w katastrofie lotniczej na trasie New York - Seattle. Na brak funduszy nigdy nie mógł narzekać, obecność ojca też nigdy nie była problemem, bo ten większość czasu po śmierci żony spędzał z synem - co nie przeszkodziło mu w osiągnięciu sukcesów zawodowych. Jak zawsze faceci wieku Granta mają dziewczyny, szybkie auta. U niego ani jedno ani drugie nie było większym problemem, w końcu jest synem jednego z najbogatszych ludzi w Stanach. Może zacznijmy od tych większych wydatków finansowych. Utalentowany młodzieniec po ulicach NY wozi się najnowszym Ferrari F12xx Berlinetta, w rzucającej się w oczy czerwieni. Mniejszym wydatkiem chłopaka jest jego starsza o 4 lata dziewczyna - Clara Gomez, z którą jest od dwóch lat. 

               *GRANT*
- Wstecz, wstecz. Może zacznijmy od początku i więcej o mojej rodzinie. Urodziłem się 14 stycznia 1995 w New York, kiedy mój ojciec nie miał jeszcze 17lat. Tata urodził się 26 października 1978, a mama na tym samym roku tylko 22 sierpnia. Ja? Ja powstałem z przypadku, jestem "produktem" pierwszego razu moich rodziców. Mimo, że jestem tylko błędem przy pracy nigdy nie mogłem na nich narzekać. 18 lipca 1996 moi rodzice się pobrali i wtedy już wyglądaliśmy na normalną rodzinę - nie licząc ich wieku. Jako dziecko zawsze byłem pod opieką mamy, bo ojciec najpierw poszedł na studia, potem od podstaw założył firmę i skubanemu udało się osiągnąć sukces. Jednak jak oglądam zdjęcia i pamiętam to mama była tą piękniejszą stroną ich dwójki, ale... z biegiem czasu ojciec wyprzystojniał na starość. Moje dzieciństwo było spokojne, szczęśliwe, nigdy nie narzekałem na brak czegokolwiek - nawet na brak przyjaciół. Z tymi, którymi siedziałem w szkolnej ławce jako 8-latek siedzę i teraz jako 21-latek na Uniwersytecie fizyki. Moje spokojne i radosne dzieciństwo zostało zburzone 15 lutego 2008, kiedy tata powiedział mi, że mama jest z aniołkami. Od tamtego czasu ojciec stał się dla mnie wszystkim, dzięki niemu zyskałem zapał do nauki, a talent... a talent też odziedziczyłem po nim. Mimo, że on chciał więcej czasu spędzać ze mną w domu, mnie zawsze ciągnęło do jego pracy. Tak mi zostało do tej pory, zresztą to tam poznałem swoją obecną dziewczynę. Jednak, od tamtego czasu dużo się zmieniło. Relacje z bliskimi mam takie same, ale więcej czasu spędzam na uczelni, bo mam nadzieję, że kiedyś odziedziczę firmę po ojcu. Jednak nie zapominam, że mój staruszek wciąż jest młody i pełny werwy, więc nawet nie liczę, że w najbliższym czasie to się stanie. I tak o to w skrócie poznaliście moją przeszłość, teraz poznacie moją teraźniejszość. Witam w moim świecie, świecie Granta Wells'a.