*GRANT*
- Szybciej, bo się w końcu spóźnimy!Mówiłem pospiesznie i cały czas drżąc z nerwów stałem w przedpokoju oczekując natychmiastowego przyjścia na dół wysokiej brunetki. Moje modlitwy zostały wysłuchane po kolejnych kilkudziesięciu sekundach. Nigdy nie rozumiałem i nigdy nie zrozumiem jak można spędzać przed każdym wyjściem godzinę na szukanie odpowiednich ciuchów, a kolejną godzinę spędzić przed lustrem malując się i poprawiając włosy. Faktycznie dziewczyny upiększają nasze życie, ale trzeba pamiętać, że jest to równie duża strata czasu. W końcu spędzając godzinę z dziewczyną na zakupach mógłbym spędzić godzinę w klubie z kolegami. Po schodach zeszła ubrana w długą fioletową bez ramiączek z ostrym wcięciem na wysokości uda sukience. Od wysokości żeber z lewej strony do przeciwnego ramienia przepasało jej ciało pomiędzy piersiami ozdobne, szerokie, srebrne ramiączko. Na jej stopach błyszczą srebrne szpilki z powbijanymi diamencikami. W swoich delikatnych dłoniach trzyma małą, srebrną torebeczkę w kształcie serduszka wysadzoną diamentami na cienkim łańcuszku. Włosy dojrzałej dziewczyny są równomiernie rozłożone na boki, a od ramion za piersi zakręcone. Na palcu 25-letniej Amerykanki widnieje pierścionek z białego złota z brylantami i ametystem. Z uszu Gomez zwisają srebrne kolczyki w kształcie płatków śniegu, a na krańcach płatków wysadzone malutkimi brylancikami.
- I jak? - w jej oczach widać radość
- Pięknie jak zawsze, a teraz chodźmy. - otworzyłem drzwi i ruchem ręki poprosiłem by szła pierwsza
- Przynajmniej Twój ojciec potrafi to docenić.
Na koniec jej wypowiedzi usłyszałem wyposzczone z płuc powietrze i widziałem jak udaje się do auta, które już czekało przed domem.
- Dobra, mój ojciec będzie Ci prawił komplementy, a ja za to będę Cię kochał nad życie skarbeńku.
Kiedy doszedłem do samochodu otworzyłem drzwi pasażera by mogła bezproblemowo wsiąść, po czym zamknąłem drzwi z jej strony i sam wsiadłem na miejsce kierowcy. Byłem lekko poirytowany jej pytaniem o to jak wygląda, wygląda tak jak zawsze - pięknie.
*CLARA*
Grant niby wygląda jak zawsze, ale od pewnego czasu stał się jakby bardziej oschły w moim kierunku. Nie prawi mi tylu komplementów co kiedyś, spędzamy ze sobą mniej czasu, bo on ciągle przesiaduje na uczelni, a wolne chwile spędza w pokoju ze swoimi "zabawkami", tablicami z obliczeniami itd. Widzę się z nim rano przy śniadaniu i wieczorem podczas kolacji i to nie zawsze. Więcej wspólnego czasu spędzamy podczas wyjść publicznych takich jak dziś. Kiedy już dojechaliśmy do S.T.A.R. Labs. gdzie odbywa się publiczna prezentacja nowego projektu dr Wells'a, wysiadłam z pojazdu, a chwilę później trzymajać za dłoń Granta, który był ubrany w czarne spodnie w kant, czarne zaostrzone na czubku pantofle, białą koszulę, jasny fioletowy krawat i czarną, lekko połyskującą pod słońce marynarkę weszliśmy do środka kilkudziesięcio metrowego wieżowca. Na samym początku przyjęcia powitała nas asystentka Toma.
- Chodźmy bliżej. - z nadzieją w podświadomości zaproponowałam
- Przecież tu też będziesz słyszeć, w końcu będzie mówił do mikrofonu. - jego słowa były wypowiadane z zauważalną niechęcią
- A potem znów będziesz miał rzuty, że Twój ojciec się czepia, że nie stałeś bliżej. Chodź.
Złapałam go mocniej za dłoń i pociągnęłam w kierunku sceny, która stała przy oszklonej ścianie. Kiedy podeszłam razem z młodym Wells'em do pierwszego rzędu stanęliśmy centralnie naprzeciw mównicy, za którą chwilę później pojawił się dr Tom Wells. Stojąc na wyprostowanych nogach i trzymając w dłoniach torebkę z uwagą słuchałam przemówienia "teścia'. Zerkając kątem oka na 21-letniego chłopaka w wyrazie jego twarzy widzę skupienie, a dla odrobiny rozluźnienia obejmuje mnie w talii. Mój lewy kącik ust co rusz unosił się ku górze. Jestem szęśliwa, że mogę spędzić pierwszy raz od dłuższego czsu z Grantem kilka godzin i przy tym fajnie się bawić. Mimo obecności ludzi wydawać mogłoby się poważnych na tego typu przyjęciach, atmosfera zawsze była luźna, nigdy nie ma udawania sztywności i powagi jaka może mimo wszystko towarzyszyć takim okazjom. Po zwięzłym, ale dobitnym i na temat przemówieniu oraz podziękowaniu dla wszystkich zgromadzonych Wells zszedł ze sceny i podszedł do mnie i Granta z uśmiechem.
- Już myślałem, że was nie będzie. - z nutką smutku mówił 38-letatek
- Bo Clara musiała się tyle stroić.
Kiedy Grant oskarżał mnie o późniejsze przybycie, ja jedynie z niewinnym uśmiechem skierowałam swój wzrok w oczy Toma.
- Ale za to pięknie wygląda, najlepiej ze wszystkich tu zebranych dam.
Słysząc komplement z ust ojca mojego chłopaka moje policzki przybrały lekko różową barwę, a moje ciało przeszyło miłe ciepło.
- Widzisz, mówiłem. Mój tatuś prawi Ci komplementy, a ja Cię kocham i wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
- Ty to powinieneś robić... - wymamrotałam cicho pod nosem
- Mówiłaś coś? - Grant nie słysząc poprosił bym powtórzyła
- Przynieś nam po szampanie. - wzrok skierowałam na chłopaka, a usta ku górze
- Jasne. - chłopak delikatnie mnie pocałował w policzek, po czym udał się do barku z alkoholem
- Dziękuję Tom. - uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy - Ty też świetnie wyglądasz. - mówiłam to lekko się uśmiechając
38-latek jest tradycyjnie ubrany w czarny garnitur, białą koszulę, czarne pantofle, jedynie nie założył krawata, a jego marynarka zapięta jest na środkowy guzik.
- Przepraszam, że pytam, ale jeśli mogę wiedzieć. Co miał na myśli Grant mówiąc, że wszyscy są szczęśliwi? - w spojrzeniu Wells'a dostrzegam zainteresowanie
- W domu stwierdził, że to Ty jesteś od prawienia mi komplementów, a on od tego by mnie kochać... Sam od dłuższego czasu widzisz... zresztą... Dziś świetujemy Twój sukces, więc mamy i zamierzamy się bawić, a nie rozmawiać o sprawach rodzinnych.
Nie chcąc psuć humoru Tomowi z udawanym uśmiechem - po pierwszych dwóch zdaniach - patrzyłam mu w oczy i przy okazji delikatnie potarłam dłonią o jego górną część ręki.
- Wrócimy do tej rozmowy. - dr Wells zapewnił swoją pewnością w głosie
*GRANT*
Kiedy widzę jak oni się dogadują to czasami... czasami czuję... czuję po prostu zazdrość. Mam wtedy niepochamowaną chęć zrobienia krzywdy własnemu ojcu... Ojcu, którego kocham i za którego oddał bym życie. Jednak po chwili ta nienawiść znika, bo uświadamiam sobie, że mój ojciec akceptuje Clarę, wybrankę mojego serca. Jeszcze chwilę stałem przy barku patrząc to na ojca to na Clarę aż w końcu moje nerwy przeszły, a ja chwyciłem kieliszki z szampanem i ostrożnie je nosząc wróciłem do ojca i Gomez.
- Chciałem Ci tato pogratulować wystąpienia. Było genialne, sam bym tego lepiej nie zrobił.
Z uśmiechem na twarzy lekko przytuliłem ojca przy czym jeszcze delikatnie poklepałem go po plecach.
- Kiedyś to Ty zajmiesz moje miejsce. - zapewnił mnie, zanurzając po chwili swoje wargi w napoju musującym
- Oby jak najpóźniej. - pogroziłem żartobliwie - A teraz przepraszam tato, ale chciałbym zatańczyć ze swoją piękną i wyjątkową dziewczyną.
Z uśmiechem, a przy okazji ukazując swoje śnieżnobiałe ząbki popatrzyłam 25-latce w oczy, a kilka sekund później delektowałem się słodkością jej ust. Po pocałunku razem z Clarą skierowaliśmy się na parkiet. Tańcząc z Gomez czułem jakby czyjeś dłonie dotykały moich ramion, ale to nie były dłonie Clary. Po chwili strachu, który mi towarzyszył przez pewien czas otrząsnąłem się i uświadomiłem, że to wynik za dużej ilości alkoholu w moim organiźmie. Jednak... jednak to co za chwilę zrobię, robię w pełni świadomie i wiem jakie mogą mnie czekać kosekwencje tego czynu.
- Clara. - zacząłem ostrożnie - Jesteś wyjątkową dziewczyną w moim życiu, cholernie Cię kocham i... i chałbym żebyś została moją żoną. Clara... wyjdziesz za mnie? - prosząc ją o rękę cały się trząsłem, a ona chyba to wyczuła
Przez najbliższe sekundy dziewczyna stojąc naprzeciwko mnie, trzymając mnie za barki, patrząc mi w oczy milczała. W tym momencie w mojej głowie pojawiło się milion myśli "Nie kocha mnie?", "Czyli jednak nie...". Kiedy te pierwsze znikały, pojawiały się kolejne, które były coraz gorsze... w pewnym momencie myślałem, że ma innego, że mnie zdradza, że zaraz mi to powie.
- Czyli nie? - zapytałem wpuszczając do organizmu wielki haust powietrza - Rozumiem...
Byłem rozczarowany, moje serce jakby się w jednej chwili zatrzymało, drugi raz w życiu poczułem się bezsilnie, bezradnie... a w głowie jedna myśl "Znowu nic nie mogę zrobić", brak jakiejkolwiek możliwości zmiany decyzji dziewczyny sprawiły, że po moim policzku spłynęła mała łza. Łza smutku, rozpaczy, żalu, rozczarowania, zawodu, cierpienia, bólu, nieszczęścia...
- Nie... Grant po prostu, zaskoczyłeś mnie tym pytaniem.
Dziewczyna wytarła mój policzek swoją gładką dłonią, czując ciepło jej ciała na swojej twarzy poczułem, że jednak powie "Tak", że ta cała sytuacja zakończy się happy endem, w moim sercu zaczął tlić się żar nadziei i jak najszybciej chciałem usłyszeć oficjalną odpowiedź dziewczyny.
- Grant... Kocham Cię i chcę być z Tobą, ale...
Brunetka pociągnęła mnie za dłoń i szybszym niż zwykle tempem wyszliśmy przed budynek.
- Przejdziemy się.
Oznajmiła i trzymając mnie za rękę, ale idąc wolnym krokiem, jak podczas spaceru kierowaliśmy się w zachodnią stronę miasta.
- Grant, kocham Cię, ale uważam, że... wiem, może nie jestem na tyle dojrzała emocjonalnie co Ty, choć jesteś młodszy, ale... Mam do Ciebie prośbę, chcę Cię prosić byś dał mi czas, byś dał mi kilka dni na podjęcie decyzji. - popatrzyła na mnie, a w jej oczach widziałem kręcące się łezki - Nawet jeśli po upływie tych kilku dni powiem "Nie" to moja odpowiedź nie będzie oznaczała, że to koniec. Kocham Cię i ta odpowiedź będzie znaczyła tyle, że na obecną chwilę nie jestem gotowa na ślub. Ty masz studia, ja jeszcze mam papierkową robotę w firmie Twojego ojca. Może to zabrzmi źle, ale nie uważasz, że jesteśmy za młodzi na ślub? Że to jeszcze za wcześnie?
Gomez się zatrzymała, wyglądała na zaskoczoną, ale zarazem zagubioną w całej tej sytuacji, w której oboje się znaleźliśmy. Mimo, że faktycznie w ostatnich miesiącach mniej czasu ze sobą spędzaliśmy to nie chciałem jej tracić, bo jest moim całym światem, sensem życia, postacią dla której i dzięki której budzę się każdego ranka. Ruchem głowy poprosiłem byśmy wracali, uścisnąłem jej dłoń odrobinę mocniej niż robiłem to zazwyczaj.
- Gdybym powiedział "Nie" to... to byłbym w tym momencie debilem i popełnił bym największy błąd życia. Może i okres dojrzewania przeszedłem tylko pod okiem ojca, ale wrażliwość matki posiadam i wiem, że dla was - dziewczyn, to jest bardzo ważna życiowa decyzja i jest wam trudniej ją podjąć niż nam - facetom zapytać was o rękę.
W pewnym momencie wystraszyłem się sam siebie, nigdy tak z nikim nie rozmawiałem, nigdy nie sądziłem, że takie słowa mogą mi przyjść z taką łatwością do powiedzenia. W obecnej chwili czułem radość w sercu, szczęście, które tak naprawdę trudno opisać, ale jeśli ktoś kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji wie co teraz czuję.
- Dam Ci tyle czasu ile będziesz chciała. Kocham Cię i nie pozwolę sobie na jakąś głupotę przez którą mógłbym Cię stracić. Nawet jeśli miałbym do końca swoich dni żyć z Tobą na kocią łapę to wolę tak niż bez Ciebie.
Byliśmy już przed wieżowcem, w którym odbywało się przyjęcie ojca. Zatrzymaliśmy się około 25-30 metrów od wejścia, staliśmy skierowani ku sobie, nasze spojrzenia spotkały się i nie chciały od siebie odrywać.
- Kocham Cię i jesteś dla mnie najważniejszy. Nic lepszego mnie w życiu nie spotkało.
- Pamiętaj, jestem zawsze przy Tobie i dla Ciebie.
Twarz dziewczyny otuliłem swoimi męskimi dłońmi i powoli przysunąłem swoje usta do jej warg, przymknąłem oczy i zanurzyłem się w pocałunku ust z ukochaną. Nigdy przedtem tak jej nie całowałem, ten pocałunek był szczególny, miał w sobie coś specjalnego. Choć nie usłyszałem "Tak" to czułem się najszczęśliwszym mężczyzną na kuli ziemskiej. Po kilkudziesięciu sekundach oderwałem się od słodkich i delikatnych warg stojącej naprzeciw mnie Amerykanki. Kiedy zerknąłem w kierunku wejścia do budynku ujrzałem patrzącego na nas ojca, który po chwili uniósł kąciki ust do góry, a chwilę później wszedł do środka, a ja straciłem go z pola widzenia. Z radością w głębi siebie samego wszedłem z Clarą do środka, w obecnej chwili nawet nie miałem ochoty na alkohol, pragnąłem być przy ukochanej i nie chciałem się z nią nikim dzielić. Gdzieś w oddali sali ujrzałem Jacoba z dziewczyną, wyszeptałem 25-latce na ucho i podeszliśmy do znajomych. Ciepło się przywitaliśmy, a po oczach kumpla widziałem, że dziś sobie nie popił, w jego spojrzeniu nie było tej szczypty większej adrenaliny, która mu towarzyszy po większej ilości alkoholu w organiźmie. Razem w czwórkę zaczęliśmy prowadzić żywą dyskusję na temat tego, kto więcej osiągnie, oczywiście wszyscy pominęliśmy fakt, że tak naprawdę każde z nas zajmuje się czym innym i nie ważne ile byśmy osiągnęli w swoim fachu to będzie to nie lada wyczyn w danym zawodzie.
*CLARA*
- Mogę prosić? - nagle usłyszałam znajomy mi głos
- Tak, oczywiście.
Moment później byłam już na parkiecie z głównym bohaterem dzisiejszego przyjęcia. Słysząc momentalnie wolniejsze tempo w jakim grała muzyka, zaśmiałam się w podświadomości i przyjęłam pozycję do tańca.
- Mamy pecha co do muzyki. - z uśmiechem wypowiedział swoje słowa
- Chcesz powiedzieć, że mam sobie iść? - uniosłam brwi ku górze nie uciekając wzrokiem od jego spojrzenia
- Nie to chciałem powiedzieć. - zakłopotany zaczął się tłumaczyć - Ale widzę, że z Grantem lepiej. - szybko zmienił temat
- Hah. - cicho zachichotałam pod nosem - Chyba objawienia dostąpił przez ostatnią godzinę.
Po moich słowach oboje się zaśmialiśmy, a mi się przypomniały momenty z przyjęć Wells'a zanim poznałam Granta.
- To już nie muszę się martwić? - zapytał z ciekawością w głosie i uniósł swoje brwi do góry
- Martwić?
Słysząc jego pytanie byłam zaskoczona, bo kiedy dowiedział się, że jestem z Grantem nie wyglądał na zadowolonego, przeszkadzało mu, że jestem starsza od jego syna, ale z upływem czasu chyba zaakceptował mój związek z Grantem albo przynajmniej świetnie grał zadowolonego z całej sytuacji. Jednak w tym momencie mnie zdziwił, zszokował, zaskoczył... ale tym samym wywarł na mnie dobre wrażenie? Nie wiem, może zrozumiał, że w miłości nie ma miejsca na różnicę wieku.
- Jestem jego ojcem, więc to chyba normalne, że się martwię o własnego syna. - delikatnie uniósł kąciki ust w geście uśmiechu
- Nie odbierz tego źle, ale zawsze uważałam, że bardziej się martwisz o pracowników niż o własnego syna. - nasza rozmowa nabrała poważnego charakteru
- A może po prostu potrafię dobrze grać? - popatrzył mi prosto w oczy - Pracownik w każdej chwili może odejść, a Grant czy chce czy nie chce zawsze będzie moim synem.